poniedziałek, 24 listopada 2014

Jestem Twoim aniołem stróżem |część 4

Przez pół nocy trzymała go za rękę i pocieszała, kiedy on leżąc na podłodze w łazience, dławił się swoimi własnymi łzami. Czasami przestawał, pytając ją, co u niej słychać, ona odpowiadała, że wszystko dobrze, choć prawda była całkiem inna.
- Masz dziwny czerwony ślad na policzku – zauważył. – Pokaż
- Nie, to nic. – Mruknęła, zasłaniając się włosami i dziękując w duchu, że w pomieszczeniu panował półmrok.
- Ktoś Cię uderzył?
- Nie...
- Laura – powiedział twardo – możesz mi powiedzieć.
Westchnęła i wzięła głęboki oddech, a potem popłynęły pierwsze słowa, tak samo jak łzy.
I tak pocieszali się wzajemnie, a nad ranem, z fioletowymi worami pod oczami wróciła do swojego domu. Mike nalegał, aby została, lecz jej złość na jej męża przeszła. Wybaczyła mu. Gdy przekroczyła próg, jej mężczyzna przepraszał ją za wcześniejsze zachowanie, obiecywał poprawę, ale wieczorem kolejny raz sięgnął po alkohol, uderzył Laurę, a ta uciekła do Shinody. Tak bywało dzień w dzień i tylko dziewczyna w duchu dziękowała, że nie są w to uwikłane żadne dzieci.
Rok później Mike skończył swoją żałobę. W sercu nadal miał wielką, czarną dziurę, która zasklepiała się coraz mocniejszym skrzepem. Czasami przychodziły dni, kiedy strup pękał. Wtedy, zamykał się sam w studio i tworzył chaotyczne utwory o swoim bólu i nienawiści do losu, a także rozpaczy. Było w nich zdecydowanie za dużo perkusji, na której wyładowywał swoja złość, a także gitary, która nie raz pocięła mu palce.
Przyjaciele ze zrozumieniem kiwali głowami, próbowali mu pomagać najlepiej, jak tylko potrafili. Przecież od tego byli. Laura także mu pomagała, zgnieciona swoim własnym życiem. Wszyscy jej powtarzali, żeby odeszła od męża, ale ona nie potrafiła tego zrobić. Usprawiedliwiała go na każdym kroku. Że to niby przez jego ciężką pracę, że tak naprawdę był kochającym mężczyzną… Obok siebie miała osobę, która była dla niej oparciem, lecz ona tego nie zauważała, zapatrzona w kogoś, kto ją niszczył.

~*~

Shinoda siedział na kanapie w salonie, ze znudzeniem oglądając wieczorne wiadomości. Ten sam stek bzdur, te same oczywiste fakty, które irytowały go tak samo mocno, jak parę lat temu, gdy pisał tekst do „Hands Held High”.
Wyłączył telewizor, wsłuchując się w szum aut i uderzającego o szyby deszczu. W pewnym momencie usłyszał dźwięk dzwonka. Zerwał się z miejsca i sprintem podbiegł do drzwi frontowych. Otworzył je, nie patrząc przez wizjer. I tak wiedział, kogo może się spodziewać.
Stała po drugiej stronie progu, w wilgotniej sukience, potarganych włosach od wiatru i mokrych od deszczu. Jej słone łzy mieszały się z kroplami na policzkach. Ale gdy spojrzała na niego, to, co przykuło jego uwagę, był fioletowy siniak pod okiem.
Bez słowa przygarnął ją do siebie. Przycisnęła twarz do jego piersi i przywierając mocniej, rozpłakała się bardziej.
Za każdym razem, gdy przychodziła do niego poobijana, cierpiał prawdziwym, fizycznym bólem. Nie potrafił na to patrzeć, jak osoba, na której od dłuższego czasu mu zależało, przeżywa męki. Na każdym kroku okazywał jej, że mógłby otoczyć ją swym ramieniem, dać ciepło, lecz ona zdawała się być nadal zaślepiona w swoim mężu.
Bolało go to, ale gdzieś tam w środku obiecywał sobie, że będzie cierpliwie czekał, aż Laura poukłada swoje życie i jeśli będzie potrzebować przyjaciela, zawsze będzie dla niej miejsce, przy jego boku.
Kilka minut później leżała z głową opartą na boku kanapy, a on położył jej gazę na podbitym oku, aby substancje regenerujące mogły się lepiej wchłonąć. Zamknęła powieki, a on usiadł obok niej.
Omiótł wzrokiem jej nogi, skryte pod cielistymi rajstopami, wilgotną sukienkę opinającą się na jej ciele, która podwinęła się do połowy ud. Prześwitujący, czarny stanik z koronką, który działał jak czerwona płachta na byka, lekko napiętą szyję, delikatnie zadarty nos i piegi po jego obydwóch stronach.
Jego zdaniem była śliczna.
Z czułością odgarnął mokry kosmyk z jej czoła. Podniosła delikatnie do góry kąciki swoich malinowych ust.
- Mikey…? – Ostatnio coraz częściej się tak do niego zwracała.
- Hmm…?
- Pamiętasz, jak spotkaliśmy się pierwszy raz? – Jej oczy poruszały się pod powiekami.
- Taaaak – wstyd było mu się przyznać, że nie kojarzył dokładnej daty.
- Było to w lato 2002. A pamiętasz w zimie 2005?
Shinoda pokiwał głową.
- Było to w moje urodziny… Ale najlepiej wspominam nasze spotkanie w Starbucksie, kiedy to wylałaś na mnie kawę.
Laura uśmiechnęła się szeroko na to wspomnienie.
- Potem odwdzięczyłeś mi się z nawiązką, o mały włos nie potrącając mnie na parkingu! – Dorzuciła. Zanieśli się gromkim śmiechem. Mężczyzna zawsze potrafił ją rozweselić.
Mike lubił patrzeć jak się śmieje. Odchylała wtedy lekko do tyłu głowę, zaciskała powieki i podnosiła do góry brwi.
Czując na sobie wzrok mężczyzny, Jones otworzyła oczy i spojrzała w jego, brązowe.
Jej wzrok też lubił. Nadal patrzyła na niego tak samo jak w 2002. Filuternie z dozą wesołości. Niekiedy mógł dostrzec cień czułości, który szybko zastępował zdrowy rozsądek. Był pewny, że Laura nadal coś do niego czuje. Przecież zanim się poznali, szalała za nim – był jej idolem. Wiedział też, że uczucie, jakie zapłonęło parę lat temu nie wygasło, lecz nadal się tliło i potrzebowało iskry bądź benzyny, aby zapłonęło na nowo, większym płomieniem.
Patrzył w jej oczy dłuższą chwilę, otumaniony jej jestestwem. Miał wielką ochotę ją pocałować, ale nie wiedział czy może to zrobić. Coraz częściej znajdowali się w sytuacjach, w której obydwoje pragnęli swojej bliskości, lecz żadne z nich nie potrafiło zrobić kroku dalej.
I tak wpatrywali się w siebie, nie pewni, co mają robić. Laura wyciągnęła rękę i przyłożyła do jego żuchwy, kciukiem gładząc go po brodzie i ustach. Przymknął powieki, bezwiednie pochylając się nad nią. Dobrze, że mógł liczyć chociaż na to...
        Poczuła jego słodki oddech na swojej twarzy, co przywróciło wspomnienia sprzed trzech lat – ich pierwszego i jak na razie bliskiego zbliżenia.
        Ona też chciała go pocałować, ale szybko zmieniła zdanie. Chciała być wierna swojemu mężowi. Nie potrafiła tego wyjaśnić, ale nadal go kochała. Więc co musiało się stać, aby przejrzała na oczy?
          - Pójdę na górę po jakieś suche ubrania dla ciebie – mruknął w końcu Mike, niechętnie wstając.
Odprowadziła go wzrokiem aż do schodów, a potem zdała sobie sprawę, że przez ten czas, gdy był pochylony nad nią, wstrzymywała powietrze.
25.09.2013 roku mąż Lary skrzywdził ją. Skrzywdził? To mało powiedziane. Pobił ją i zgwałcił, tak brutalnie, że dziewczyna wylądowała na OIOM-ie z ciężkim stanem zdrowia. Tak to wkurzyło Mike’a, który miał już tego dosyć, że wtargnął do jej mieszkania i pobił jej męża tak samo mocno. Okładał go z całej siły, przelewał w swoje ciosy całą na niego złość, za to, że to przez niego te szaro-niebieskie oczy coraz rzadziej się śmiały.
Te oczy, które co noc prześladowały go w snach.
Te oczy, które zawsze patrzyły inaczej.
Te oczy, w których otchłaniach mógł tonąc cały czas.
Te oczy, które po prostu były mu najdroższe na świecie.
Zostawił go, leżącego na dywanie ze złamanym nosem, z którego sączyła się krew. Okulary z wybitymi szkłami, boleśnie wpijały mu się w powieki. Shinoda nigdy nie popierał brutalności, ale w tym momencie wydawało mu się, że sprawiedliwości dało się zadość.
Niedługo potem Laura rozwiodła się ze swoim pasożytem, przekonana błaganiami Mike’a, który nie potrafił dłużej patrzeć na jej ból. Była to czysta formalność, ponieważ mężczyzna nie rzucał się zbytnio w obawie, że znowu dostanie wciry od wokalisty. Gdy Laura wyszła z sali sądowej, odetchnęła głęboko. wreszcie czuła, że pozbyła się balastu, który ciążył na niej od tylu lat. Uśmiechnęła się promiennie do Mike’a, a ten złapał ją za dłoń i ścisnął mocno.
Ich drogi łączyły się i rozchodziły. Poprzez różnego rodzaju przeciwności losu, wreszcie odnaleźli siebie. Każdego dnia Laura zastanawiała się, co by było, gdyby poznała się z Mike’m w innych okolicznościach. On nie zostałby piosenkarzem, ona nauczycielką. Nie owdowiałby, a ona nie rozwiodła. Zapewne byli by tylko przyjaciółmi. To właśnie te wszystkie przeciwności losu zbliżyły ich do siebie, a w szczególności tragiczna śmierć żony i syna Shinody.





Nagle poczuła ciepłe ręce na swojej talii i szorstką brodę na ramieniu, co wyrwało ją z zamyśleń.
- Mmm, co za zapachy! Co gotujesz? – Zapytał Michael.
- To tajemnica. – Uśmiechnęła się – Susan i Christopher jeszcze śpią?
Susan Shana Shinoda i Christopher Dexter Shinoda, bliźnięta, urodzili się 20. 07. 2017 roku, w słoneczne popołudnie, dokładnie trzynaście miesięcy po ślubie rodziców.
- Na to wygląda… - Odpowiedział. – Mamy jeszcze chwilę dla siebie… –Wymruczał jej do ucha.
Nagle z góry dobiegł ich płacz któregoś z bliźniąt.
- Chyba już nie. – Zaśmiała się i pocałowała go czule w policzek, po czym dodała: - Idź sprawdź, co się stało.
- Jasne. – Złapał kawałek marchewki leżący na szafce i pomknął szybko na górę.
Laura uśmiechnęła się do siebie, po czym zajęła z powrotem gotowaniem.


~*~

Od dawna nauczył się rozróżniać płacz dzieci, toteż automatycznie nachylił się nad łóżeczkiem Susan i wziął ją na ręce. Dla upewnienia, rzucił okiem na bardziej spokojnego Christphera – nadal spał.
Dziewczynka uśmiechnęła się przez łzy widząc znajomą twarz ojca. Zaczęła machać rękami i dokazywać. Po chwili położyła swoje małe rączki na policzkach Shinody i przyłożyła swój mały nosek do nosa Mike’a. Odsunęła się i pogładził jego brodę ze zdziwieniem.
- Co tam, kuje? – Zapytał rozbawiony mężczyzna. – Tak, wiem, mama też mówiła, że już pora się trochę ogolić. Ale nie sądzisz, że wyglądam tak bardziej męsko?
Nie było już śladu po wcześniejszych łzach, Susan znów zaczęła śmiać się i gaworzyć, jakby rozumiała przynajmniej w części, co mówi jej tata.
- No dobra, trzeba was spakować, bo za chwilę jedziemy do babci. – Tłumaczył jej. – Ja się już spakowałem, a ty?
Dziewczynka spojrzała swymi niebiesko-szarymi oczami na twarz ojca, po czym wskazał paluszkiem na mały plecaczek leżący na biurku, przy oknie.
- Spakowałaś tam wszystkie swoje rzeczy? –Zdziwił się Shinoda i zaczął się śmiać. –To teraz ty zaczniesz mnie pakować w trasy!
- Mike, chodźcie na śniadanie! – Dobiegł ich głos Laury z dołu.
- O, słyszałaś? Ciekawe, co nam mama przygotowała. – Odgarnął brązowe kędziorki i pocałował córkę w policzek.
Podszedł do szafki, wyjął z niego dwa kolorowe śliniaczki, po czym wsadził sobie w kieszeń.


- O mniam, mniam, jakie doblee! – Mike karmił Chrisa, robiąc przy tym bardzo komiczne miny.
- Jak tak dalej będziecie jeść, to tata też będzie nakarmiony! – Powiedziała rozbawiona Laura.
Wytarła brodę córce, z której kapał sok marchewkowy.
- Christopher teraz sam spróbuje jeść, ok? – Mężczyzna podał chłopcu łyżeczkę i czekał, co zrobi. Chłopiec przez chwilę patrzył na Mike’a po czym obrzucił go zawartością łyżeczki i zaśmiał się z dziwnymi ognikami w oczach.
- Chris! No wiesz, muszę się teraz przebrać. – Zaśmiał się Shinoda. Przejechał ręką po policzku, gdzie miał trochę soku i polizał ją. – Mmm dobre!
Laura wywróciła oczyma i powiedziała ze śmiechem:
- Czasami mi się wydaje, że wychowuję dwóch synów!
- Ale i tak ich kochasz. – Odpowiedział z Mike z łobuzerskim uśmiechem, po czym puścił jej oczko. – Piątka kolego, jeden dla nas, zero dla mamy.
Chłopczyk poklepał dużą dłoń taty i uśmiechnął jakby pocieszająco do kobiety. Ta tylko pokręciła głową i zaczęła karmić Susan.
I tak właśnie wyglądało większość poranków w rodzinie Shinodów. Laura była wreszcie szczęśliwa. Mike zresztą też. Czasami jednak nie do końca był pewny, czy postępuje fair wobec swojej zmarłej żony, Anny. Minęło dopiero pięć lat od jej tragicznej śmierci. Wszystko działo się tak szybko. Kiedyś podzielił się swoimi obawami z Chesterem. Ten uznał, że była pani Shinoda mimo wszystko chciałaby, aby był szczęśliwy. Chyba miał rację. Musiała zesłać mu podporę w postaci Laury. To na pewno jej zasługa.

~*~


Gdy Ciebie zabraknie, ziemia rozstąpi się
W nicości trwam
Gdy kiedyś odejdziesz
Nas już nie będzie, siebie nie znajdziesz też

E. Bartosiewicz -
Ostatni


- Michaelu?
Szept był tak cichy, że w pierwszej chwili wziął go jedynie za wytwór swojej wyobraźni. Jednak w razie czego postanowił rozchylić powieki. Świat wciąż jeszcze spał w granatach z burzowych chmur.
Wołanie się powtórzyło, wraz z kolejnym grzmotem.
Mężczyzna przybrał pozycję siedzącą i spojrzał niepewnie na leżącą obok niego żonę. Jego serce przeszyła lodowa strzała, gdy ujrzał jej niemal mieniącą się od potu twarz, półprzymknięte powieki i szkarłatną posokę wypływającą z nosa.
- Lekarstwa! – Wykrzyknął i miał zamiar zerwać się z miejsca, gdy poczuł na swojej ręce dotyk palców Laury. To było jedynie muśnięcie, ale zmusiło go do pozostania przy niej.
- Już nic mi nie pomoże… - wychrypiała niezwykle cicho, a po jej sinych ustach przeszedł delikatny uśmiech. – Czuję coś dziwnego, wiesz? Jakieś ciepło, choć skórę zalewa mi zimny pot…
W jej głosie nie zabrzmiał strach, Mike jednak miał wrażenie, że drugi raz czuje to samo przerażenie, co w 2012 roku. Zacisnął dłoń kobiety w swoich palcach, walcząc z łzami, które chciały przysłonić mu Laurę.
- Nie, proszę, zostań ze mną… - zaczął szeptać tak żarliwie, jakby same słowa mogły przeciwstawić się śmierci. Jej brwi zmarszczyły się nieznacznie.
- Nie bój się… - poprosiła, a spod jej opadających powiek widać było błyszczące oczy. – Jesteś taki przystojny… - wyciągnęła rękę i przyłożyła do jego żuchwy, kciukiem gładząc go po brodzie i ustach. Ale szybko ją upuściła. Kosztowało ją to zbyt dużo wysiłku.
Twarz Mike’a nie miała już takiego blasku jak kiedyś. Przecinało ją kilka zmarszczek, a ostatnie miesiące niepokoju o zdrowie żony padły na nią bladym jak duch cieniem. Dla Laury jednak pochylający się nad nią mężczyzna wciąż był najpiękniejszy na świecie. Cieszyła się, że może go teraz zobaczyć. Szkoda tylko, że nie ma tu jej dzieci.
Krew z nosa zaczęła wypływać coraz obficiej, ściekając na ich pościel. Shinoda bardzo się starał, aby żona zauważyła w jego oczach jak najmniej strachu. Nie widział teraz w niej prawie dziewięćdziesięcioletniej staruszki z siwymi włosami, a kobietę o lśniących kosmykach i dziarskim spojrzeniu. A po chwili twarz dziewczyny nabrała delikatniejszych rysów fanki z buszem brązowych włosów, która poprosiła go o autograf tak wiele lat temu… Przycisnął usta do jej zimnej dłoni.
- Kocham cię, tak bardzo cię kocham, wiesz o tym? – Jego głos zadrżał w kilku miejscach.
Laura poruszyła ustami, próbując zapewnić go o tym samym, nagle jednak przez jej twarz przeszedł skurcz bólu. Oddech kobiety stał się ciężki i słyszalny w całej sypialni. Niebiesko-szare oczy patrzyły na mężczyznę, ale były jakby osnute mgłą.
- Nie, nie… - wykrztusił Mike, zacieśniając uścisk jej dłoni, jakby mógł tym sposobem zatrzymać ją w swoim świecie. Jego serce było niemal równie głośne jak jej oddech. Kobieta przez chwilę szarpała się ze śmiercią, w końcu jednak jej powieki opadły całkowicie w dół. Nim klatka piersiowa przestała się poruszać, jej palce mocno uścisnęły dłoń męża.
- LAURO! – Ten krzyk był spieniony od emocji i tak głośny, że obudził śpiące dzieci, które przyjechały w odwiedziny do rodziców. Po chwili oboje zjawili się w sypialni w piżamach i poczochranych włosach. Senność szybko znikła z ich twarzy, gdy zobaczyli zawodzącego tatę i bezwładnie leżącą mamę. Oboje, czym prędzej podbiegli do łóżka. Christopher potrząsnął matką, a gdy ta w żaden sposób nie zareagowała, ukrył twarz w dłoniach i zaczął płakać. W oczach Susan również mieniły się łzy, ale zdołała myśleć na tyle jasno, by objąć tatę ramionami. Za oknami kolejna błyskawica rozdarła niebo na pół.
Mike czuł się słaby i mały, błądził w ciemności. Jakby ktoś odciął od niego najcenniejszą cząstkę. Przez moment zapragnął dostać się do miejsca, w które udała się Laura. Wystarczyłby nóż w szufladzie kuchennej albo ubranie, z którego można by zrobić sznur. ­­
Mężczyzna ocknął się dopiero, gdy poczuł obejmujące go ramiona córki. Christopher także zbliżył się do niego. Michael zdał sobie sprawę, że choć jego dzieci są dorosłe, nadal potrzebują ojca. Zwłaszcza teraz. Nie mógł ich zostawić.
Bał się. Kto go teraz uratuje? Wcześniej pomogła mu Laura. Teraz i ona odeszła. Tak samo jak Brad, Joe, Rob i Dave – członkowie już legendarnego zespołu Linkin Park, jego przyjaciele. Został tylko Chester i jego własne dzieci. Tak, to oni mu pomogą. Na pewno.
Połykając łzy, pogłaskał delikatnie głowy dzieci.

~*~

Leżał w łożu, które kiedyś utuliło Laurę do wiecznego snu. Z okna do środka sypialni wlewał się ciemny strumień nocy, rozświetlały go jednak języczki płomyków świeć postawionych na stoliku nocnym i komodzie. Prosił, by je zapalili. Nie chciał umierać w ciemności.
- Co z nim? – Do pokoju wpadł Chester Bennington. Dyszał – pewnie musiał biec, a był już starszym mężczyzną. Jego siwe włosy jednak ciągle zawierały czarne refleksy. I brązowe oczy, które spojrzały ze smutkiem na Michaela, również pozostały takie same.
Leżący w łożu mężczyzna chciał mu odpowiedzieć, że czuje w sobie dziwny spokój, jednak od kilku dni na jego strunach głosowych osiadła się duża chrypka i nie potrafił nic z siebie wydusić. Dlatego też tylko ułożył spękane usta w blady uśmiech, a stojąca obok Talinda, żona Chestera wyszeptał mu do ucha, jak mają się sprawy. Pan Bennington wysłuchała tego z grobową miną.
Serce Mike’a musnęło niewytłumaczalne ciepło, które przywiodło mu wspomnienie słów Laury: „czuję coś dziwnego, wiesz? Jakieś ciepło, choć skórę zalewa mi zimny pot…’’. Teraz już wiedział, o co jej chodziło. To tak, jakby tamten świat przyzywał go ciepłym dotykiem.
Przesunął przyćmionym wzorkiem po twarzach zebranych w jego sypialni ludzi.
Są tu wszyscy – pomyślał z nieskrywaną radością. – Wszyscy, którzy są mi najdrożsi na tym świecie.
Najbliżej stały jego dzieci. Susan miała niemal pięćdziesiąt siedem lat, tyle samo, co jej brat. Stała się teraz żoną i matką, ale zachowała ten dumny wyraz twarzy i iskrę w szaro - niebieskich oczach. Jej mąż, rudowłosy i wesoły Gregory trzymał dłoń na jego ramieniu, natomiast chłopak o ciemnej czuprynie, Joshua Michael tak bardzo podobny do dziadka, z przejęciem ściskał rękę swojej matki.
Obok był Christopher, również już dojrzały mężczyzna o krótkich, czarnych włosach i oczach po matce, które teraz błyszczały łzami. Obejmowała go Lily. Ta para nie mogła mieć dzieci, jednakże w planach mają zaadaptować dziecko. Jaka szkoda, że Mike nie zobaczy wnuka…
Dalej stał Chester i Talinda i kilkoro innych przyjaciół — wszyscy pogrążeni w milczącym smutku. Rodzice Mike’a nie mogli się zjawić, bo sami spoczywali już w trumnie.
Ale to nic, wkrótce do nich dołączy.
Z piersi Mike’a wydarło się zmęczone westchnięcie. Ostatnie tygodnie spłynęły mu na przykuciu do łóżka. Był już stary fizycznie, 97 lat to bardzo sędziwy wiek, ale on także psychicznie czuł w sercu ciężar znużenia. Może, dlatego, że lata młodzieńcze nieraz dały mu w kość, a każdy dzień bez ukochanej kobiety stawał się coraz trudniejszy. Jednak nie poddawał się bez walki. Samodzielnie zorganizował ceremonię pogrzebową Laury, a potem, gdy zużył już cały nakład łez, wrócił do tworzenia muzyki.
Mężczyzna półprzytomnie zauważył, że krąg zebranych zbliża się do łóżka, a za jego zimne, pomarszczone ręce chwytają dwie dłonie. Susan siedziała z jednej strony, zaciskając mocno usta, a Christopher znalazł się po drugiej – po jego policzku spływała łza.
Kocham was, moje dzieci.
Dotyk i szepty stawały się dobiegać zza mgły, a światło i mrok zlały się ze sobą w jedno. Mike miała wrażenie, że coś odrywa z się z niego i leci jak ptak ku słońcu. Westchnął cichutko i powoli zamknął oczy.
Lauro, wracam do ciebie…


Gdy Michael Kenji Shinoda oddał ducha, zza okna dobiegł ich pierwszy grzmot.
Siedzące po obu strach zmarłego Susan i Christopher zdołali wymienić porozumiewawcze spojrzenia – ich matka również zmarła w burzę.
Wszyscy zgromadzeni ucichli na moment, jakby wstrzymali oddechy. Ich oczy zwracały się w stronę leżącego na łóżku mężczyzny. Otulała go biała pościel; siwa grzywka z czarnymi nitkami zasłaniała zamknięte oczy, a na pomiętej zmarszczkami twarzy znalazł się jakiś spokój.
- Jest teraz z mamą, prawda? – Odważył się szepnąć Chris, wciąż ściskając dłoń ojca. Jego duże niebiesko – szare oczy prócz łez, wypełniała także nadzieja, jakby mężczyzna cofnął się do lat dziecięcych. Wtedy też lubił snuć marzenia.
Susan była zbudowana z bardziej racjonalnego kruszcu, ale musiała przyznać, że chciałaby podzielić nadzieję brata. Niestety nikt nie wiedział, gdzie teraz znaleźli się ich rodzice i czy są razem.
Jednak, gdy brązowowłosa spojrzała w nieruchome oblicze ojca, naszło ją ukłucie refleksji.
Doszła do wniosku, że życie było zaledwie ulotnym błyskiem błyskawicy.
Ludzie rodzą się w symfonii bólu matki. Chłoną wszystkimi zmysłami otaczający ich świat. Śmieją się, płaczą, walczą. Zapalają swoje serca ogniem namiętnego uczucia. A na końcu więdną, stygną, kruszą się na popiół, aby wreszcie materialnie zniknąć z tego świata, ukrywając się jedynie w warstwie pamięci znajomych.
A co z miłością? Czy śmierć jest dlań granicą, a może tylko bramą do uwiecznienia uczucia? Czy dusze, które dobiły do brzegu tamtej strony, mogą się odnaleźć?
Te pytania pozostawały nie odkrytymi wciąż kartami.

~*~

Błyskawice przestają przecinać niebo, robi się cicho i spokojnie. Nastaje świt. Pierwsze promienie słońca wynurzają się zza horyzontu i łagodnie rozświetlają mrok. Wszystko wydaje się piękniejsze.
Łąkę spowija śnieżnobiała mgła. Wszędzie panuje cisza, jakby ta polanka była odrębnym światłem.
Przez mgłę przedziera się brązowowłosa kobieta. Jej stopy, obute w białe pantofle, stąpają po wilgotnej trawie. Granatowa suknia sunie cal nad ziemią. Na jej twarzy gości uśmiech, a w szaro – niebieskich oczach widać poruszenie, jakby koniecznie chciała dokądś dojść, jakby oczekiwała tego od bardzo dawna.
Po chwili brązowowłosa wyłania się z mgły i wpada w ramiona mężczyzny o ciemnych włosach, starannie postawionych na żel, który czekał na nią na skraju polanki. Ma on na sobie śnieżnobiałą koszulę, w którą teraz dziewczyna wtula się z westchnieniem. Brunet namiętnie przygarnia ją do siebie ramieniem i opiera brodę o jej głowę. Zamykają oczy, a na ich pięknych twarzach maluje się szczęście i spokój.
Ale gdy mężczyzna podnosi powieki, po drugiej stronie polanki dostrzega niewyraźny kontur wysokiej kobiety trzymającej za rękę małego, ciemnowłosego chłopca. Uśmiecha się szeroko. Nie widział ich tyle lat… Odsuwa delikatnie kobietę od siebie. Ta posyła mu pytające spojrzenie.
- Czy mogę…?
Dziewczyna podąża za wzrokiem bruneta, który ma oczy wlepione w przybliżające się postacie.
- Jasne. – Odpowiada z uśmiechem.
Biegnie, potykając się o swoje własne nogi. Łapie w ramiona chłopca i okręca go wokół własnej osi, który śmieje się głośno. Tak jak za życia. Przyciska go do piersi, a ramieniem obejmuje swoją byłą żonę.
- Tęskniłem za wami, tak bardzo tęskniłem…- szepcze – Anno, nie bądź na mnie zła za….
- Mikey, ale ja nie jestem zła – przerywa mu z uśmiechem. – Chester miał rację: Chciałam, abyś był szczęśliwy - Mężczyzna otwiera usta, aby zapytać się skąd to wie. Ale szybko je zamyka. Chyba zna odpowiedź. – Ja opiekowałam się tobą z góry. Laura na ziemi. – Uśmiecha się ciepło do brązowowłosej stojącej obok – Zawsze byłam twoim aniołem stróżem.
Obejmuje ją mocno.
- Dziękuję – mówi jedynie.
Stoją tak dłuższą chwilę. Chciałby jej o wszystkim opowiedzieć. Lecz gdzieś podświadomie zdaje sobie sprawę, że ona wszystko wie. To jego anioł stróż.
- To my już z Otisem pójdziemy sobie – powiedziała wesoło kobieta, przerywając ciszę. Złapała chłopca z rękę. – Pamiętaj, że ludzie, których kochamy, nigdy nas nie opuszczają. Zawsze możesz nas znaleźć, tutaj – dotknęła dłonią jego piersi – w swoim sercu.
Oczy zaszły mu mgłą.
Mrugnął.
I nie zobaczył ich już więcej.
Stał jak wryty. Poczuł ciepłą dłoń na ramieniu.
- My też musimy iść – odezwała się Laura – oni odnaleźli już swój spokój. Teraz nasza kolej. – Ale gdy spostrzegła łzy w jego oczach, szybko dodała – Nie płacz. To nie koniec. To dopiero początek.

~ KONIEC ~




10 komentarzy:

  1. Yyy... Nie wiem co powiedzieć, odebrało mi mowę.. w przenośni oczywiście. Dziewczynom, mass talent! Te uczucia, pomysł, łał. Szkoda tylko, że takie krótkie. Zrob kiedyś jakis dłuższe opowiadanie, czyli pisz tak jak u mnie było na UIG. Bo zajebiscie ci to wyjdzie *-*
    To z ich dziećmi super :D a gdy zobaczył Anne i Otisa.. Ojejciu...
    Piękne, pisz dalej i czekam na drugiego bloga ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Co? Co co co?
    "To dopiero początek.
    KONIEC".
    Powaliłaś mnie tym. Że cztery rozdziały? Ty sobie chyba żartujesz. Nie, że mam coś przeciwko byciu oryginalnym. Ale kobieto, Ty nie powinnaś tak robić...
    Lubię często sobie przy czytaniu wyobrażać, co stanie się dalej. Miałam tu parę wizji. Pierwsza przedstawiała parenaście rozdziałów opowiadających o tym, jak Laura powoli przekonuje się do Mike'a i rozstaje z mężem. Oczywiście się myliłam, więc powstała mi druga wizja, przedstawiająca jakieś problemy u ich dzieci, czy coś w tym stylu. Znowu nie. Potem zasugerowałam się Twoim pseudonimem na blogu. Skoro jest Laura Jones, to pomyślałam, że może ma siostrę Emily, która będzie wspierać Mike'a, ale tu kolejny akapit dał mi do zrozumienia, że mam zbyt bujną wyobraźnię. Potem sobie pomyślałam, że może któreś z dzieci Mike'a i Laury będzie miało córkę o imieniu Emily, także nieźle mnie wykołowałaś. Wizji było jeszcze wiele, ale nie pamiętam wszystkich dokładnie.
    Cały czas mam wrażenie, że ten rozdział to jakiś żart, że niedługo powiesz, że będziesz dalej pisać to opowiadanie. Czy mi się podobało? I tak, i nie. Było naprawdę ciekawe na początku, ale ten rozdział pozostawił zbyt dużo pytań. Niby wszystko zostało zakończone, ale to jest takie... No nie jest skończone. Za dużo urywków, za dużo przechodzenia raptem o parenaście lat dalej. Nie, że jestem zwolenniczką opowiadań długich jak jakaś książka, czy coś. Ale tutaj to naprawdę było za mało. Stanowczo.
    Na koniec odniosę się do Twojego komentarza przy moim opowiadaniu, aby nie nabijać sobie bez sensu nowych komentarzy. Nie, że nie umiem przyjąć krytyki, ale uważam, że jedyną wyprawą, na którą chłopacy mogliby być za starzy było szukanie przez Ninę i Mike'a czegoś magicznego w domu ich babci... Byłabym wdzięczna, gdybyś mogła trochę rozwinąć swój komentarz. Poza tym, zasugerowałaś mi, że mogłabym popaść w samouwielbienie... Gdybyś mnie znała, to byłabym jedną z ostatnich osób, które o to byś podejrzewała...
    Chyba nieźle się rozpisałam. Na koniec powiem Ci, że wcale nie hejtuję Cię, czy coś w tym stylu, bo mogłabyś to chyba tak odebrać... Jeżeli nie masz zamiaru tu nic pisać, to czekam na nowe opowiadanie i mam nadzieję, że będzie choć odrobinę dłuższe.
    Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. O Mój Boże! Kochana jak ja to czytam, to widzę tę cholerną analizę, ale muszę przyznać, że tak czy siak, mimo przeczytania całego 2 razy + analizę naszego "kolego-koleżanki", mam ciary <3 z ręką na sercu, wywołuje u mnie te same uczucia rozbawienia i nostalgii co za pierwszym razem :* ale ty o tym wiesz <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja... ja nie wiem co powiedziec... to bylo cos cudownego... ja placze. Wybacz, ale ja nie umiem tego skomentowav teraz. Wiedz, ze bylam.
    To bylo... no piekne.
    Mam nadzieje, ze napiszesz cos jeszcze, bo to... to bylo naprawde cudowne. Um.. coz. Zycze weny i pomyslow na dalsze pomyslow :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Och. Więc jednak to takie... short story. Dlatego akcja tak pędziła. Teraz wszystko rozumiem i wiem, że masz ogromny potencjał. Błędy, które wcześniej dostrzegałam, były pewnie skutkiem ograniczonego pola do popisu. No wiesz, aby opowiedzieć historię całego życia w czterech postach, trzeba się jakoś umieć streścić. Ja sama nie podołałabym temu zadaniu (Chester w moim opowiadaniu przez 4 godziny jechał cholernym samochodem), więc... oklaski.
    Widać, że na tym rozdziale chciałaś się skupić. Bardzo podobają mi się opisy! Doszła do wniosku, że życie było zaledwie ulotnym błyskiem błyskawicy.
    Ludzie rodzą się w symfonii bólu matki. Chłoną wszystkimi zmysłami otaczający ich świat. Śmieją się, płaczą, walczą. Zapalają swoje serca ogniem namiętnego uczucia. A na końcu więdną, stygną, kruszą się na popiół, aby wreszcie materialnie zniknąć z tego świata, ukrywając się jedynie w warstwie pamięci znajomych.
    A co z miłością? Czy śmierć jest dlań granicą, a może tylko bramą do uwiecznienia uczucia? Czy dusze, które dobiły do brzegu tamtej strony, mogą się odnaleźć?
    Te pytania pozostawały nie odkrytymi wciąż kartami.
    -to jest genialne, naprawdę genialne. Muszę częściej tu zaglądać. Jestem bardzo ciekawa tego, co teraz wymyślisz. Dodaję Cię do zakładki "Czytam" i obiecuję sobie zaglądać tu regularnie :-)

    Do zobaczenia, Bennoda.

    OdpowiedzUsuń
  6. Od wieków nie wylałam tyle łez, czytając opowiadania.
    Ta sceneria, burza i śmierć. Wiesz, właśnie u mnie szaleje burza i to bardzo intensywna. Niebo ciągle przeszywają błyskawice...
    Pięknie to opisałaś.
    Dziękuję za te emocje, które tutaj włożyłaś. Dziękuję, za tak piękne opowiadanie i wiele refleksji, które podsycają we mnie uczucia.
    W tym momencie, chylę czoła.
    Pozdrawiam,
    Lilith.

    OdpowiedzUsuń
  7. W końcu znalazłam czas, żeby to przeczytać. Piękne.
    Takie... wzruszające <33333
    Ma swój klimat.
    I muzyka... <3333
    Idę czytać to następne opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
  8. O rany...
    To opowiadanie było genialne!!!
    Masz talent, naprawdę
    Ta historia totalnie mi się spodobała
    Najpierw wyspa, potem śmierć żony i syna... Rozwód... Aż w końcu odnaleźli siebie <3
    To cudowna i bardzo wzruszająca historia
    Na końcu oczy mi się zaszkliły
    Cieszę się, że ułożyli sobie życie...
    No i dwójka dzieci...
    Okropnie stracić drugą żonę...
    Ale końcówka, kiedy znowu się połączyli....
    To naprawdę cudowne!
    To jest typ historii miłosnej, który naprawdę mnie zaintrygował
    Napisz książkę, dziewczyno!
    Lecę czytać twoje dalsze opowiadania
    Czy też będą tak genialne?
    Zobaczymy :-***
    xxx

    OdpowiedzUsuń
  9. Przepraszam ze dopiero teraz zaczęłam to czytać, ale przyszło natchnienie na przeczytanie czegoś innego niż zwykłej książki.
    Z każdym zdaniem czytało mi się coraz lepiej. Bardzo podobała mi się forma tego opowiadania ze najpierw cala historia a później jej watki czeka mnie jeszcze dokończenie bo jestem mniej więcej w połowie.
    Podoba mi się stylistyka, ułożenie graficzne z takiego ogólnego punktu widzenia.
    W tym co pisałaś była magia.
    Ponieważ ja bardzo przywiązuję wagę do tego co czytam jest to jedna z najlepszych nazwę to książką bo tak mnie zahipnotyzowała
    Jest to jedna z najlepszych książek jakie czytałam wiadomo ze póki co mam 15 lat i jak dorosnę wszystko się zmieni.
    Ale tu chodzi o to ze nagle ja przeczytałam i nagle się w niej zakochałam. Nigdy bym nie pomyślała ze tak pięknie potrafisz opisać miłość bo wbrew pozorom to niby banalne ale żeby to robić dobrze i ze smakiem trzeba mieć talent i lekkość pisania. Jestem zachwycona i szczerze gratuluje ci bo to twój wielki sukces. Jeżeli wydasz kiedykolwiek jakąś książkę wiedz ze będę pierwsza w sklepie aby ja kupić. Po prostu muszę iść spać dlatego nie mogę doczytać historii Ale całymi myślami jestem dalej w tej książce. Mistrzostwo!!
    Masz talent i tak dalej!!!
    Musiałam ci to napisać bo mam w sobie tyle emocji...
    Ciągle myślę o Michaelu i Laurze!!! Dobranoc! Przepraszam za tak pozna porę!

    OdpowiedzUsuń
  10. Powróciłam! Dawno mnie tu nie było, jednakże mam nadzieję, że teraz będę zaglądać coraz częściej :)
    Przeczytałam i szczerze się popłakałam. Nie potrafię opisać tego tutaj słowami, ale powiem jedno - genialnie piszesz. Potrafisz zabrać czytelnika w zupełnie inny świat - dosłownie. Śledząc tekst wiele razy wstrzymywałam oddech, w szoku otwierałam usta i co chwilę wycierałam łzy. Cieszę się, że dane mi było odkryć Twój blog :) Pozostaje mi tylko zabrać się za czytanie kolejnych Twoich dzieł. Wybacz, że ten komentarz taki nijaki, ale po tym co przeczytałam nie potrafię logicznie myśleć, oczywiście w tym dobrym sensie :D
    Pozdrawiam, dużo weny życzę ♥

    OdpowiedzUsuń

Komentarz to największa motywacja dla autora, nawet ten niepochlebny. Za wszystkie bardzo szczerze dziękuję.