Shinoda siedział przy stole w
jadalni, patrząc na dwa puste miejsca obok niego. Upiekł pyszne
ciasto czekoladowe – jego syn, Otis, uwielbiał je. Spojrzał na
zegarek, trochę się denerwując. Mieli być już w domu od ponad
godziny. Anna nie odbierała od niego telefonów, co przyprawiało go
o tworzenie czarnych scenariuszy. Jego pies, Bessie ujadał zaciekle,
lekko zrozpaczony. Czy on już wiedział?
Nagle w domu rozbrzmiał dźwięk
telefonu. Sprintem podbiegł do niego i podniósł słuchawkę.
- Dzień dobry, tutaj pielęgniarka ze
Szpitala w Los Angeles. Czy rozmawiam z panem Michaelem Shinodą? –
Usłyszał skrzeczący głos w słuchawce.
- Tak…- powiedział niepewnie.
- Musze pana powiadomić o wypadku,
jaki miał miejsce parę godzin temu. Pańska żona jest w stanie
krytycznym, tak samo jak syn. Proszę o…
Świat zawirował, a on wypuścił z
rąk czarną słuchawkę, która zadyndała na kablu.
- Halo…Halo, czy pan mnie słyszy? –
Zapytała kobieta po drugiej stronie. Nacisnął guzik i rozłączył
się, a potem wsiadł do samochodu i łamiąc prawie wszystkie
przepisy po drodze, pojechał do szpitala.
Wtedy widział ją ostatni raz.
Nieprzytomną i poobijaną, ze strupami na twarzy. Jego serce
rozerwało się, a rana pogłębiła jeszcze bardziej, gdy zobaczył
w podobnym stanie swojego syna.
W nocy odeszli oboje, w sali
szpitalnej, ledwo świadomi, zostawiając samotnego i rozbitego
Mike’a tu, na tym padole. Został z nimi do samego końca,
przechodząc z jednej sali do drugiej, raz do syna a raz do żony.
Płakał rzewnie, nigdy w życiu nie był taki ordynarny i opryskliwy
w stosunku do fotoreporterów, którzy szukali sensacji w jego
nieszczęściu.
Chłopaki z zespołu byli dla niego
oparciem. Nie raz płakał w ich towarzystwie, będąc pocieszany.
Lecz pewnego dnia złapał go straszny dołek. Nie miał ochoty
wstawać z łóżka, najlepiej targnąłby się na swoje życie. Co
innego mu pozostawało? Sięgnął po telefon z zamiarem zadzwonienia
do Chestera, ale uznał, że ostatnio za bardzo mu się narzuca.
Przejrzał kontakty. Potrzebował czyjegoś ciepła…w tym momencie
jego palec zatrzymał się na kolorowym zdjęciu, na którym
promiennie uśmiechała się do niego szatynka z niebiesko –
szarymi oczami. Obok widniały dwa słowa: „ Laura Jones”. Zawahał się. Czy mógł do niej
zadzwonić? Nie widzieli się prawie dwa lata.
Niepewnie nacisnął zieloną
słuchawkę.
~*~
Trzasnęła drzwiami od pokoju,
zostawiając wrzeszczącego męża za nimi. Miała go serdecznie
dosyć. Gdzie ona miała głowę? Dlaczego w ogóle za niego wyszła?
Zwykły skurwysyn. Nigdy nie miała szczęścia do facetów. Siniak
na ramieniu pulsował bólem. Syknęła lekko go pocierając.
Najchętniej zwinęłaby się na łóżku w kłębek i załkała. Ale
obiecała sobie, że będzie silna.
Z głośnym westchnieniem usiadła na
łóżku, a jej wzrok padł na gazetę leżącą na biurku. Prasa od
tygodnia rozpisywała się o wypadku, który miał miejsce na 93
drodze stanowej. Żona Mike’a i syn jechali samochodem. Nie
zauważyli tira, który ich potrącił. Sprawca wypadku uciekł.
Poszukiwany jest listem gończym. Jej myśli niebezpiecznie
powędrowały w kierunku piosenkarza, współczuła mu.
W salonie rozbrzmiał dźwięk
telefonu. Chciała wyjść z pokoju, zapewne dzwonili do niej, lecz
zaniechała tego pomysłu – mogło to grozić jeszcze większym
sińcem. Telefon przestał dzwonić, a włączyła się sekretarka:
- Cześć…
- Usłyszała tak dobrze znany jej głos – to
trochę dziwne, wiem…nawet nie mam pojęcia, czy ten numer jest
aktualny – westchnienie –
tutaj Mike, pamiętasz mnie jeszcze?
– Zaśmiał się gorzko. –
Czy mogłabyś do mnie przyjechać? Adres znasz, nie zmienił się od
paru lat. Przepraszam, że nie odpisywałem na e-maile, ale…ale
sama rozumiesz. Ostatnio…
Ktoś wyłączył dźwięk i zrzucił
aparat z szafki. Ten wylądował na podłodze, połamany. W Laurze
zebrała się złość. Jakim prawem jej mąż wyłączał jej
wiadomości?
Była pewna, że Mike ją potrzebował,
musiała mu pomóc. W tym momencie podjęła heroiczną decyzję,
która zaważy na jej przyszłości. Otworzyła z głośnym hukiem
drzwi i pobiegła do przedpokoju, zrywając z wieszaka bluzę –
wieczory robiły się chłodne. Złapała klucze do domu i swoją
portmonetkę. Kapcie rzuciła w kąt, a w rękę chwyciła białe
trampki. Sama nie wiedziała skąd w niej tyle odwagi. Starała
ruszać się jak najszybciej i w miarę cicho, aby maż jej nie
usłyszał. Ruszyła w stronę drzwi frontowych. Nagle, nie wiadomo
skąd wyrósł przed nią Anthony, lekko zataczając się.
- Nigdzie nie pójdziesz – warknął,
upijając kolejny łyk z butelki.
Wyminęła go, ten jednak przytrzymał
nogą drzwi.
- Powiedziałem coś.
Odgarnęła włosy z czoła. Zawsze
tak robiła, gdy się denerwowała.
- Idę tylko do sklepu – powiedziała
na tyle spokojnie, na ile pozwalało jej walące serce.
- Nie kłam! – Wrzasnął. –
Chcesz iść do tego swojego wyjca!
- Mówię, że nie. Musze iść do
sklepu, ponieważ nie ma, co do jedzenia…
- Ale ty głupia jesteś! Gdy miał ta
swoją żonkę, nie interesował się tobą. Przez dwa lata miał Cię
głęboko w dupie, a ty teraz lecisz na jego kiwnięcie. Miej trochę
honoru …- Wycedził.
- Ja honor straciłam już dawno temu,
wychodząc za Ciebie! – Odgryzła się, lekko podnosząc głos. Nie
powinna tego robić… – Odejdź, bo śmierdzisz uryną.
Wymierzył jej policzek. Jęknęła
cicho, a w oczach zebrały się łzy. Popatrzyła na niego z
wyrzutem.
- Jeśli przekroczysz ten próg, nie
będziesz miała, dokąd wrócić – groził.
- I tak nigdy nie miałam
W tym momencie czara się przelała, a
ona nadludzką siłą odepchnęła go, aż ten wpadł na ścianę i
wybiegła z mieszkania. Złapała pierwszą lepszą żółtą
taksówkę. Słyszała jeszcze krzyki mężczyzny, który wybiegł za
nią. Lecz nic to ją już nie obchodziło.
W bluzie znalazła swoją mp3, którą
dostała na dziewiętnaste urodziny. Włączyła Roads
Untraveled, piosenkę,
która napisał dla niej Shinoda, od razu po powrocie do Stanów.
Znalazła się na najnowszej płycie jego zespołu, ale ona miała tą
przyjemność, usłyszeć ją przedpremierowo. Zawsze, gdy słyszała
jego głos, znajdowała się w swoim własnym świecie, wydawało jej
się, że jest opatulona niewidzialną ochroną i że wszystko
przezwycięży.
Weep not for roads untraveled
Weep not for paths left alone
'Cause beyond every bend
Is a long blinding end
It's the worst kind of pain I've known
Give up your heart left broken
And let that mistake pass on
'Cause the love that you lost
Wasn't worth what it cost
And in time you'll be glad it's gone
Weep not for roads untraveled
Weep not for sights unseen
May your love never end
And if you need a friend
Linkin Park - Roads Untraveled
Łał, łał, łał *-*
OdpowiedzUsuńRozdział... taki... łał. Nie mam słów.
Tylko tą śmierć bym jakoś przedłużyła e.e zrobiła taką dramatyczną.. no wiesz.. wychodzi lekarz, wahania, krzyki. O tak e.e Ale to twój Blog i się nie mieszam.
A ty mnie powiadamiaj o nowych rozdziałach!
U mnie też nowy ;)
Jeżeli chodzi o dramaturgię, to wszystko będzie w opisane w krótkich One - Shotach, które będą uzupełnieniem do ogólnej historii. Nie martw się, Mike nie raz wyleje litry łez nie mogąc pogodzić się z tym bezdusznym faktem. ;)
UsuńHm. Nigdy nie wiem, jak zacząć/zakończyć komentarz, więc wiedz, że zaczynam komentarz. ;-;
OdpowiedzUsuńPodoba mi się pomysł na opowiadanie, jest oryginalne, a oryginalne lubię najbardziej. Nie było typowego wstępu jak np. Mike i jego fanka wpadają na siebie na ulicy i się zakochują... Doceniam to. Jest mrocznie, muzyka podkreśla klimat. Uwielbiam jak ktoś doda do playlisty piosenki, które naprawdę oddają charakter opowiadania, a nie byle co, co danej osobie się podoba... Wiesz, co robisz. Tyle tu widzę. Myślę, że z tego bloga powstanie coś dobrego.
Przy okazji zapraszam do siebie: tymczasemwinnymswiecie.blogspot.com - Linkini są, więc nie zanudzi Cię. :)
Pozdrawiam i weny życzę. ;)
Em, ja tylko Ci powiedzieć mianowicie o Sam. Dziewczyna stara sie nie myslec, ale bedzie poznawać nowa siebie. Jakoś w 5 rozdziale bedzie zastanawiała sie czemu mysli o tym chlopaku, bo to nie w jej stylu. No i.. tyle na ten temat. :)
OdpowiedzUsuńNo i jestem po trójce. Widzę, że znowu szalejesz.
OdpowiedzUsuńJak nie katastrofa samolotu, to śmierć w wypadku... No cóż. Nawarstwiają się nienaturalne sytuacje, akcja pędzi (nie przepadam za tym) i jakoś tak się sens rozmija z koncepcją. Brakuje mi opisów, intymnych rozmyślań. Wiem, że w opowiadaniach pisanych w trzeciej osobie czasem ciężko gdzieś to wcisnąć, ale uwierz, że się da. Przydałyby się jakieś... wyjaśnienia pomiędzy szybko zmieniającymi się scenami, całe opowiadanie byłoby wtedy pełniejsze, czystsze, klarowniejsze.
Spadam na następny.
O matko
OdpowiedzUsuńFeelings, feelings ;-;
Wzruszyłam się, no. Wszystko zostało ukazane niby w tak prosty sposób, a jednocześnie łapiący za serce. I jak ja niby mam tego nie czytać, hę? Z przyjemnością wszystko prześledzę od samego początku, aż do samego końca, włącznie z najnowszymi wpisami, które będą się pojawiać.
Pozdrawiam, dużo weny! ♥