Przez pół nocy trzymała go za rękę
i pocieszała, kiedy on leżąc na podłodze w łazience, dławił
się swoimi własnymi łzami. Czasami przestawał, pytając ją, co u
niej słychać, ona odpowiadała, że wszystko dobrze, choć prawda
była całkiem inna.
- Masz dziwny czerwony ślad na
policzku – zauważył. – Pokaż
- Nie, to nic. – Mruknęła,
zasłaniając się włosami i dziękując w duchu, że w
pomieszczeniu panował półmrok.
- Ktoś Cię uderzył?
- Nie...
- Laura – powiedział twardo –
możesz mi powiedzieć.
Westchnęła i wzięła głęboki
oddech, a potem popłynęły pierwsze słowa, tak samo jak łzy.
I tak pocieszali się wzajemnie, a nad
ranem, z fioletowymi worami pod oczami wróciła do swojego domu.
Mike nalegał, aby została, lecz jej złość na jej męża
przeszła. Wybaczyła mu. Gdy przekroczyła próg, jej mężczyzna
przepraszał ją za wcześniejsze zachowanie, obiecywał poprawę,
ale wieczorem kolejny raz sięgnął po alkohol, uderzył Laurę, a
ta uciekła do Shinody. Tak bywało dzień w dzień i tylko
dziewczyna w duchu dziękowała, że nie są w to uwikłane żadne
dzieci.
Rok później Mike skończył swoją
żałobę. W sercu nadal miał wielką, czarną dziurę, która
zasklepiała się coraz mocniejszym skrzepem. Czasami przychodziły
dni, kiedy strup pękał. Wtedy, zamykał się sam w studio i tworzył
chaotyczne utwory o swoim bólu i nienawiści do losu, a także
rozpaczy. Było w nich zdecydowanie za dużo perkusji, na której
wyładowywał swoja złość, a także gitary, która nie raz pocięła
mu palce.
Przyjaciele ze zrozumieniem kiwali
głowami, próbowali mu pomagać najlepiej, jak tylko potrafili.
Przecież od tego byli. Laura także mu pomagała, zgnieciona swoim
własnym życiem. Wszyscy jej powtarzali, żeby odeszła od męża,
ale ona nie potrafiła tego zrobić. Usprawiedliwiała go na każdym
kroku. Że to niby przez jego ciężką pracę, że tak naprawdę był
kochającym mężczyzną… Obok siebie miała osobę, która była
dla niej oparciem, lecz ona tego nie zauważała, zapatrzona w kogoś,
kto ją niszczył.
~*~
Shinoda siedział na kanapie w
salonie, ze znudzeniem oglądając wieczorne wiadomości. Ten sam
stek bzdur, te same oczywiste fakty, które irytowały go tak samo
mocno, jak parę lat temu, gdy pisał tekst do „Hands Held High”.
Wyłączył telewizor, wsłuchując
się w szum aut i uderzającego o szyby deszczu. W pewnym momencie
usłyszał dźwięk dzwonka. Zerwał się z miejsca i sprintem
podbiegł do drzwi frontowych. Otworzył je, nie patrząc przez
wizjer. I tak wiedział, kogo może się spodziewać.
Stała po drugiej stronie progu, w
wilgotniej sukience, potarganych włosach od wiatru i mokrych od
deszczu. Jej słone łzy mieszały się z kroplami na policzkach. Ale
gdy spojrzała na niego, to, co przykuło jego uwagę, był fioletowy
siniak pod okiem.
Bez słowa przygarnął ją do siebie.
Przycisnęła twarz do jego piersi i przywierając mocniej,
rozpłakała się bardziej.
Za każdym razem, gdy przychodziła do
niego poobijana, cierpiał prawdziwym, fizycznym bólem. Nie potrafił
na to patrzeć, jak osoba, na której od dłuższego czasu mu
zależało, przeżywa męki. Na każdym kroku okazywał jej, że
mógłby otoczyć ją swym ramieniem, dać ciepło, lecz ona zdawała
się być nadal zaślepiona w swoim mężu.
Bolało go to, ale gdzieś tam w
środku obiecywał sobie, że będzie cierpliwie czekał, aż Laura
poukłada swoje życie i jeśli będzie potrzebować przyjaciela,
zawsze będzie dla niej miejsce, przy jego boku.
Kilka minut później leżała z głową
opartą na boku kanapy, a on położył jej gazę na podbitym oku,
aby substancje regenerujące mogły się lepiej wchłonąć. Zamknęła
powieki, a on usiadł obok niej.
Omiótł wzrokiem jej nogi, skryte pod
cielistymi rajstopami, wilgotną sukienkę opinającą się na jej
ciele, która podwinęła się do połowy ud. Prześwitujący, czarny
stanik z koronką, który działał jak czerwona płachta na byka,
lekko napiętą szyję, delikatnie zadarty nos i piegi po jego
obydwóch stronach.
Jego zdaniem była śliczna.
Z czułością odgarnął mokry kosmyk
z jej czoła. Podniosła delikatnie do góry kąciki swoich
malinowych ust.
- Mikey…? – Ostatnio coraz
częściej się tak do niego zwracała.
- Hmm…?
- Pamiętasz, jak spotkaliśmy się
pierwszy raz? – Jej oczy poruszały się pod powiekami.
- Taaaak – wstyd było mu się
przyznać, że nie kojarzył dokładnej daty.
- Było to w lato 2002. A pamiętasz w
zimie 2005?
Shinoda pokiwał głową.
- Było to w moje urodziny… Ale
najlepiej wspominam nasze spotkanie w Starbucksie, kiedy to wylałaś
na mnie kawę.
Laura uśmiechnęła się szeroko na
to wspomnienie.
- Potem odwdzięczyłeś mi się z
nawiązką, o mały włos nie potrącając mnie na parkingu! –
Dorzuciła. Zanieśli się gromkim śmiechem. Mężczyzna zawsze
potrafił ją rozweselić.
Mike lubił patrzeć jak się śmieje.
Odchylała wtedy lekko do tyłu głowę, zaciskała powieki i
podnosiła do góry brwi.
Czując na sobie wzrok mężczyzny,
Jones otworzyła oczy i spojrzała w jego, brązowe.
Jej wzrok też lubił. Nadal patrzyła
na niego tak samo jak w 2002. Filuternie z dozą wesołości.
Niekiedy mógł dostrzec cień czułości, który szybko zastępował
zdrowy rozsądek. Był pewny, że Laura nadal coś do niego czuje.
Przecież zanim się poznali, szalała za nim – był jej idolem.
Wiedział też, że uczucie, jakie zapłonęło parę lat temu nie
wygasło, lecz nadal się tliło i potrzebowało iskry bądź
benzyny, aby zapłonęło na nowo, większym płomieniem.
Patrzył w jej oczy dłuższą chwilę,
otumaniony jej jestestwem. Miał wielką ochotę ją pocałować, ale
nie wiedział czy może to zrobić. Coraz częściej znajdowali się
w sytuacjach, w której obydwoje pragnęli swojej bliskości, lecz
żadne z nich nie potrafiło zrobić kroku dalej.
I tak wpatrywali się w siebie, nie
pewni, co mają robić. Laura wyciągnęła rękę i przyłożyła do
jego żuchwy, kciukiem gładząc go po brodzie i ustach. Przymknął
powieki, bezwiednie pochylając się nad nią. Dobrze, że mógł
liczyć chociaż na to...
Poczuła jego słodki oddech na
swojej twarzy, co przywróciło wspomnienia sprzed trzech lat – ich
pierwszego i jak na razie bliskiego zbliżenia.
Ona też chciała go pocałować, ale
szybko zmieniła zdanie. Chciała być wierna swojemu mężowi. Nie
potrafiła tego wyjaśnić, ale nadal go kochała. Więc co musiało
się stać, aby przejrzała na oczy?
- Pójdę na górę po jakieś suche
ubrania dla ciebie – mruknął w końcu Mike, niechętnie wstając.
Odprowadziła go wzrokiem aż do
schodów, a potem zdała sobie sprawę, że przez ten czas, gdy był
pochylony nad nią, wstrzymywała powietrze.
25.09.2013 roku mąż Lary skrzywdził
ją. Skrzywdził? To mało powiedziane. Pobił ją i zgwałcił, tak
brutalnie, że dziewczyna wylądowała na OIOM-ie z ciężkim stanem
zdrowia. Tak to wkurzyło Mike’a, który miał już tego dosyć, że
wtargnął do jej mieszkania i pobił jej męża tak samo mocno.
Okładał go z całej siły, przelewał w swoje ciosy całą na niego
złość, za to, że to przez niego te szaro-niebieskie oczy coraz
rzadziej się śmiały.
Te oczy, które co noc prześladowały
go w snach.
Te oczy, które zawsze patrzyły
inaczej.
Te
oczy, w których otchłaniach mógł tonąc cały czas.
Te
oczy, które po prostu były mu najdroższe na świecie.
Zostawił
go, leżącego na dywanie ze złamanym nosem, z którego sączyła
się krew. Okulary z wybitymi szkłami, boleśnie wpijały mu się w
powieki. Shinoda nigdy nie popierał brutalności, ale w tym momencie
wydawało mu się, że sprawiedliwości dało się zadość.
Niedługo
potem Laura rozwiodła się ze swoim pasożytem, przekonana
błaganiami Mike’a, który nie potrafił dłużej patrzeć na jej
ból. Była to czysta formalność, ponieważ mężczyzna nie rzucał
się zbytnio w obawie, że znowu dostanie wciry od wokalisty. Gdy
Laura wyszła z sali sądowej, odetchnęła głęboko. wreszcie
czuła, że pozbyła się balastu, który ciążył na niej od tylu
lat. Uśmiechnęła się promiennie do Mike’a, a ten złapał ją
za dłoń i ścisnął mocno.
Ich
drogi łączyły się i rozchodziły. Poprzez różnego rodzaju
przeciwności losu, wreszcie odnaleźli siebie. Każdego dnia Laura
zastanawiała się, co by było, gdyby poznała się z Mike’m w
innych okolicznościach. On nie zostałby piosenkarzem, ona
nauczycielką. Nie owdowiałby, a ona nie rozwiodła. Zapewne byli by
tylko przyjaciółmi. To właśnie te wszystkie przeciwności losu
zbliżyły ich do siebie, a w szczególności tragiczna śmierć żony
i syna Shinody.
-
Mmm, co za zapachy! Co gotujesz? – Zapytał Michael.
-
To tajemnica. – Uśmiechnęła się – Susan i Christopher jeszcze
śpią?
Susan
Shana Shinoda i Christopher Dexter Shinoda, bliźnięta, urodzili się
20. 07. 2017 roku, w słoneczne popołudnie, dokładnie trzynaście
miesięcy po ślubie rodziców.
-
Na to wygląda… - Odpowiedział. – Mamy jeszcze chwilę dla
siebie… –Wymruczał jej do ucha.
Nagle
z góry dobiegł ich płacz któregoś z bliźniąt.
-
Chyba już nie. – Zaśmiała się i pocałowała go czule w
policzek, po czym dodała: - Idź sprawdź, co się stało.
-
Jasne. – Złapał kawałek marchewki leżący na szafce i pomknął
szybko na górę.
Laura
uśmiechnęła się do siebie, po czym zajęła z powrotem
gotowaniem.
~*~
Od
dawna nauczył się rozróżniać płacz dzieci, toteż automatycznie
nachylił się nad łóżeczkiem Susan i wziął ją na ręce. Dla
upewnienia, rzucił okiem na bardziej spokojnego Christphera –
nadal spał.
Dziewczynka
uśmiechnęła się przez łzy widząc znajomą twarz ojca. Zaczęła
machać rękami i dokazywać. Po chwili położyła swoje małe
rączki na policzkach Shinody i przyłożyła swój mały nosek do
nosa Mike’a. Odsunęła się i pogładził jego brodę ze
zdziwieniem.
-
Co tam, kuje? – Zapytał rozbawiony mężczyzna. – Tak, wiem,
mama też mówiła, że już pora się trochę ogolić. Ale nie
sądzisz, że wyglądam tak bardziej męsko?
Nie
było już śladu po wcześniejszych łzach, Susan znów zaczęła
śmiać się i gaworzyć, jakby rozumiała przynajmniej w części,
co mówi jej tata.
-
No dobra, trzeba was spakować, bo za chwilę jedziemy do babci. –
Tłumaczył jej. – Ja się już spakowałem, a ty?
Dziewczynka
spojrzała swymi niebiesko-szarymi oczami na twarz ojca, po czym
wskazał paluszkiem na mały plecaczek leżący na biurku, przy
oknie.
-
Spakowałaś tam wszystkie swoje rzeczy? –Zdziwił się Shinoda i
zaczął się śmiać. –To teraz ty zaczniesz mnie pakować w
trasy!
-
Mike, chodźcie na śniadanie! – Dobiegł ich głos Laury z dołu.
-
O, słyszałaś? Ciekawe, co nam mama przygotowała. – Odgarnął
brązowe kędziorki i pocałował córkę w policzek.
Podszedł
do szafki, wyjął z niego dwa kolorowe śliniaczki, po czym wsadził
sobie w kieszeń.
-
O mniam, mniam, jakie doblee! – Mike karmił Chrisa, robiąc przy
tym bardzo komiczne miny.
-
Jak tak dalej będziecie jeść, to tata też będzie nakarmiony! –
Powiedziała rozbawiona Laura.
Wytarła
brodę córce, z której kapał sok marchewkowy.
-
Christopher teraz sam spróbuje jeść, ok? – Mężczyzna podał
chłopcu łyżeczkę i czekał, co zrobi. Chłopiec przez chwilę
patrzył na Mike’a po czym obrzucił go zawartością łyżeczki i
zaśmiał się z dziwnymi ognikami w oczach.
-
Chris! No wiesz, muszę się teraz przebrać. – Zaśmiał się
Shinoda. Przejechał ręką po policzku, gdzie miał trochę soku i
polizał ją. – Mmm dobre!
Laura
wywróciła oczyma i powiedziała ze śmiechem:
-
Czasami mi się wydaje, że wychowuję dwóch synów!
-
Ale i tak ich kochasz. – Odpowiedział z Mike z łobuzerskim
uśmiechem, po czym puścił jej oczko. – Piątka kolego, jeden dla
nas, zero dla mamy.
Chłopczyk
poklepał dużą dłoń taty i uśmiechnął jakby pocieszająco do
kobiety. Ta tylko pokręciła głową i zaczęła karmić Susan.
I tak właśnie wyglądało większość
poranków w rodzinie Shinodów. Laura była wreszcie szczęśliwa.
Mike zresztą też. Czasami jednak nie do końca był pewny, czy
postępuje fair wobec swojej zmarłej żony, Anny. Minęło dopiero
pięć lat od jej tragicznej śmierci. Wszystko działo się tak
szybko. Kiedyś podzielił się swoimi obawami z Chesterem. Ten
uznał, że była pani Shinoda mimo wszystko chciałaby, aby był
szczęśliwy. Chyba miał rację. Musiała zesłać mu podporę w
postaci Laury. To na pewno jej zasługa.
~*~
Gdy Ciebie zabraknie, ziemia
rozstąpi się
W nicości trwam
Gdy kiedyś odejdziesz
Nas już nie będzie, siebie nie
znajdziesz też
E. Bartosiewicz -
Ostatni
- Michaelu?
Szept był tak cichy, że w pierwszej
chwili wziął go jedynie za wytwór swojej wyobraźni. Jednak w
razie czego postanowił rozchylić powieki. Świat wciąż jeszcze
spał w granatach z burzowych chmur.
Wołanie się powtórzyło, wraz z
kolejnym grzmotem.
Mężczyzna przybrał pozycję
siedzącą i spojrzał niepewnie na leżącą obok niego żonę. Jego
serce przeszyła lodowa strzała, gdy ujrzał jej niemal mieniącą
się od potu twarz, półprzymknięte powieki i szkarłatną posokę
wypływającą z nosa.
- Lekarstwa! – Wykrzyknął i miał
zamiar zerwać się z miejsca, gdy poczuł na swojej ręce dotyk
palców Laury. To było jedynie muśnięcie, ale zmusiło go do
pozostania przy niej.
- Już nic mi nie pomoże… -
wychrypiała niezwykle cicho, a po jej sinych ustach przeszedł
delikatny uśmiech. – Czuję coś dziwnego, wiesz? Jakieś ciepło,
choć skórę zalewa mi zimny pot…
W jej głosie nie zabrzmiał strach,
Mike jednak miał wrażenie, że drugi raz czuje to samo przerażenie,
co w 2012 roku. Zacisnął dłoń kobiety w swoich palcach, walcząc
z łzami, które chciały przysłonić mu Laurę.
- Nie, proszę, zostań ze mną… -
zaczął szeptać tak żarliwie, jakby same słowa mogły
przeciwstawić się śmierci. Jej brwi zmarszczyły się nieznacznie.
- Nie bój się… - poprosiła, a
spod jej opadających powiek widać było błyszczące oczy. –
Jesteś taki przystojny… - wyciągnęła rękę i przyłożyła do
jego żuchwy, kciukiem gładząc go po brodzie i ustach. Ale szybko
ją upuściła. Kosztowało ją to zbyt dużo wysiłku.
Twarz Mike’a nie miała już takiego
blasku jak kiedyś. Przecinało ją kilka zmarszczek, a ostatnie
miesiące niepokoju o zdrowie żony padły na nią bladym jak duch
cieniem. Dla Laury jednak pochylający się nad nią mężczyzna
wciąż był najpiękniejszy na świecie. Cieszyła się, że może
go teraz zobaczyć. Szkoda tylko, że nie ma tu jej dzieci.
Krew z nosa zaczęła wypływać coraz
obficiej, ściekając na ich pościel. Shinoda bardzo się starał,
aby żona zauważyła w jego oczach jak najmniej strachu. Nie widział
teraz w niej prawie dziewięćdziesięcioletniej staruszki z siwymi
włosami, a kobietę o lśniących kosmykach i dziarskim spojrzeniu.
A po chwili twarz dziewczyny nabrała delikatniejszych rysów fanki z
buszem brązowych włosów, która poprosiła go o autograf tak wiele
lat temu… Przycisnął usta do jej zimnej dłoni.
- Kocham cię, tak bardzo cię kocham,
wiesz o tym? – Jego głos zadrżał w kilku miejscach.
Laura poruszyła ustami, próbując
zapewnić go o tym samym, nagle jednak przez jej twarz przeszedł
skurcz bólu. Oddech kobiety stał się ciężki i słyszalny w całej
sypialni. Niebiesko-szare oczy patrzyły na mężczyznę, ale były
jakby osnute mgłą.
- Nie, nie… - wykrztusił Mike,
zacieśniając uścisk jej dłoni, jakby mógł tym sposobem
zatrzymać ją w swoim świecie. Jego serce było niemal równie
głośne jak jej oddech. Kobieta przez chwilę szarpała się ze
śmiercią, w końcu jednak jej powieki opadły całkowicie w dół.
Nim klatka piersiowa przestała się poruszać, jej palce mocno
uścisnęły dłoń męża.
- LAURO! – Ten krzyk był spieniony
od emocji i tak głośny, że obudził śpiące dzieci, które
przyjechały w odwiedziny do rodziców. Po chwili oboje zjawili się
w sypialni w piżamach i poczochranych włosach. Senność szybko
znikła z ich twarzy, gdy zobaczyli zawodzącego tatę i bezwładnie
leżącą mamę. Oboje, czym prędzej podbiegli do łóżka.
Christopher potrząsnął matką, a gdy ta w żaden sposób nie
zareagowała, ukrył twarz w dłoniach i zaczął płakać. W oczach
Susan również mieniły się łzy, ale zdołała myśleć na tyle
jasno, by objąć tatę ramionami. Za oknami kolejna błyskawica
rozdarła niebo na pół.
Mike czuł się słaby i mały,
błądził w ciemności. Jakby ktoś odciął od niego najcenniejszą
cząstkę. Przez moment zapragnął dostać się do miejsca, w które
udała się Laura. Wystarczyłby nóż w szufladzie kuchennej albo
ubranie, z którego można by zrobić sznur.
Mężczyzna ocknął się dopiero, gdy
poczuł obejmujące go ramiona córki. Christopher także zbliżył
się do niego. Michael zdał sobie sprawę, że choć jego dzieci są
dorosłe, nadal potrzebują ojca. Zwłaszcza teraz. Nie mógł ich
zostawić.
Bał się. Kto go teraz uratuje?
Wcześniej pomogła mu Laura. Teraz i ona odeszła. Tak samo jak
Brad, Joe, Rob i Dave – członkowie już legendarnego zespołu
Linkin Park, jego przyjaciele. Został tylko Chester i jego własne
dzieci. Tak, to oni mu pomogą. Na pewno.
Połykając łzy, pogłaskał
delikatnie głowy dzieci.
~*~
Leżał w łożu, które kiedyś
utuliło Laurę do wiecznego snu. Z okna do środka sypialni wlewał
się ciemny strumień nocy, rozświetlały go jednak języczki
płomyków świeć postawionych na stoliku nocnym i komodzie. Prosił,
by je zapalili. Nie chciał umierać w ciemności.
- Co z nim? – Do pokoju wpadł
Chester Bennington. Dyszał – pewnie musiał biec, a był już
starszym mężczyzną. Jego siwe włosy jednak ciągle zawierały
czarne refleksy. I brązowe oczy, które spojrzały ze smutkiem na
Michaela, również pozostały takie same.
Leżący w łożu mężczyzna chciał
mu odpowiedzieć, że czuje w sobie dziwny spokój, jednak od kilku
dni na jego strunach głosowych osiadła się duża chrypka i nie
potrafił nic z siebie wydusić. Dlatego też tylko ułożył spękane
usta w blady uśmiech, a stojąca obok Talinda, żona Chestera
wyszeptał mu do ucha, jak mają się sprawy. Pan Bennington
wysłuchała tego z grobową miną.
Serce Mike’a musnęło
niewytłumaczalne ciepło, które przywiodło mu wspomnienie słów
Laury: „czuję coś dziwnego, wiesz? Jakieś ciepło, choć skórę
zalewa mi zimny pot…’’. Teraz już wiedział, o co jej
chodziło. To tak, jakby tamten świat przyzywał go ciepłym
dotykiem.
Przesunął przyćmionym wzorkiem po
twarzach zebranych w jego sypialni ludzi.
Są tu wszyscy
– pomyślał z nieskrywaną radością. – Wszyscy,
którzy są mi najdrożsi na tym świecie.
Najbliżej stały jego dzieci. Susan
miała niemal pięćdziesiąt siedem lat, tyle samo, co jej brat.
Stała się teraz żoną i matką, ale zachowała ten dumny wyraz
twarzy i iskrę w szaro - niebieskich oczach. Jej mąż, rudowłosy i
wesoły Gregory trzymał dłoń na jego ramieniu, natomiast chłopak
o ciemnej czuprynie, Joshua Michael tak bardzo podobny do dziadka, z
przejęciem ściskał rękę swojej matki.
Obok był Christopher, również już
dojrzały mężczyzna o krótkich, czarnych włosach i oczach po
matce, które teraz błyszczały łzami. Obejmowała go Lily. Ta para
nie mogła mieć dzieci, jednakże w planach mają zaadaptować
dziecko. Jaka szkoda, że Mike nie zobaczy wnuka…
Dalej stał Chester i Talinda i
kilkoro innych przyjaciół — wszyscy pogrążeni w milczącym
smutku. Rodzice Mike’a nie mogli się zjawić, bo sami spoczywali
już w trumnie.
Ale to nic, wkrótce do nich dołączy.
Z piersi Mike’a wydarło się
zmęczone westchnięcie. Ostatnie tygodnie spłynęły mu na
przykuciu do łóżka. Był już stary fizycznie, 97 lat to bardzo
sędziwy wiek, ale on także psychicznie czuł w sercu ciężar
znużenia. Może, dlatego, że lata młodzieńcze nieraz dały mu w
kość, a każdy dzień bez ukochanej kobiety stawał się coraz
trudniejszy. Jednak nie poddawał się bez walki. Samodzielnie
zorganizował ceremonię pogrzebową Laury, a potem, gdy zużył już
cały nakład łez, wrócił do tworzenia muzyki.
Mężczyzna półprzytomnie zauważył,
że krąg zebranych zbliża się do łóżka, a za jego zimne,
pomarszczone ręce chwytają dwie dłonie. Susan siedziała z jednej
strony, zaciskając mocno usta, a Christopher znalazł się po
drugiej – po jego policzku spływała łza.
Kocham was, moje dzieci.
Dotyk i szepty stawały się dobiegać
zza mgły, a światło i mrok zlały się ze sobą w jedno. Mike
miała wrażenie, że coś odrywa z się z niego i leci jak ptak ku
słońcu. Westchnął cichutko i powoli zamknął oczy.
Lauro, wracam do ciebie…
Gdy Michael Kenji Shinoda oddał
ducha, zza okna dobiegł ich pierwszy grzmot.
Siedzące po obu strach zmarłego
Susan i Christopher zdołali wymienić porozumiewawcze spojrzenia –
ich matka również zmarła w burzę.
Wszyscy zgromadzeni ucichli na moment,
jakby wstrzymali oddechy. Ich oczy zwracały się w stronę leżącego
na łóżku mężczyzny. Otulała go biała pościel; siwa grzywka z
czarnymi nitkami zasłaniała zamknięte oczy, a na pomiętej
zmarszczkami twarzy znalazł się jakiś spokój.
- Jest teraz z mamą, prawda? –
Odważył się szepnąć Chris, wciąż ściskając dłoń ojca. Jego
duże niebiesko – szare oczy prócz łez, wypełniała także
nadzieja, jakby mężczyzna cofnął się do lat dziecięcych. Wtedy
też lubił snuć marzenia.
Susan była zbudowana z bardziej
racjonalnego kruszcu, ale musiała przyznać, że chciałaby
podzielić nadzieję brata. Niestety nikt nie wiedział, gdzie teraz
znaleźli się ich rodzice i czy są razem.
Jednak, gdy brązowowłosa spojrzała
w nieruchome oblicze ojca, naszło ją ukłucie refleksji.
Doszła do wniosku, że życie było
zaledwie ulotnym błyskiem błyskawicy.
Ludzie rodzą się w symfonii bólu
matki. Chłoną wszystkimi zmysłami otaczający ich świat. Śmieją
się, płaczą, walczą. Zapalają swoje serca ogniem namiętnego
uczucia. A na końcu więdną, stygną, kruszą się na popiół, aby
wreszcie materialnie zniknąć z tego świata, ukrywając się
jedynie w warstwie pamięci znajomych.
A co z miłością? Czy śmierć jest
dlań granicą, a może tylko bramą do uwiecznienia uczucia? Czy
dusze, które dobiły do brzegu tamtej strony, mogą się odnaleźć?
Te pytania pozostawały nie odkrytymi
wciąż kartami.
~*~
Błyskawice przestają przecinać
niebo, robi się cicho i spokojnie. Nastaje świt. Pierwsze promienie
słońca wynurzają się zza horyzontu i łagodnie rozświetlają
mrok. Wszystko wydaje się piękniejsze.
Łąkę spowija śnieżnobiała mgła.
Wszędzie panuje cisza, jakby ta polanka była odrębnym światłem.
Przez mgłę przedziera się
brązowowłosa kobieta. Jej stopy, obute w białe pantofle, stąpają
po wilgotnej trawie. Granatowa suknia sunie cal nad ziemią. Na jej
twarzy gości uśmiech, a w szaro – niebieskich oczach widać
poruszenie, jakby koniecznie chciała dokądś dojść, jakby
oczekiwała tego od bardzo dawna.
Po chwili brązowowłosa wyłania się
z mgły i wpada w ramiona mężczyzny o ciemnych włosach, starannie
postawionych na żel, który czekał na nią na skraju polanki. Ma on
na sobie śnieżnobiałą koszulę, w którą teraz dziewczyna wtula
się z westchnieniem. Brunet namiętnie przygarnia ją do siebie
ramieniem i opiera brodę o jej głowę. Zamykają oczy, a na ich
pięknych twarzach maluje się szczęście i spokój.
Ale gdy mężczyzna podnosi powieki,
po drugiej stronie polanki dostrzega niewyraźny kontur wysokiej
kobiety trzymającej za rękę małego, ciemnowłosego chłopca. Uśmiecha się
szeroko. Nie widział ich tyle lat… Odsuwa delikatnie kobietę od
siebie. Ta posyła mu pytające spojrzenie.
- Czy mogę…?
Dziewczyna podąża za wzrokiem
bruneta, który ma oczy wlepione w przybliżające się postacie.
- Jasne. – Odpowiada z uśmiechem.
Biegnie, potykając się o swoje
własne nogi. Łapie w ramiona chłopca i okręca go wokół własnej
osi, który śmieje się głośno. Tak jak za życia. Przyciska go do
piersi, a ramieniem obejmuje swoją byłą żonę.
- Tęskniłem za wami, tak bardzo
tęskniłem…- szepcze – Anno, nie bądź na mnie zła za….
- Mikey, ale ja nie jestem zła –
przerywa mu z uśmiechem. – Chester miał rację: Chciałam, abyś
był szczęśliwy - Mężczyzna otwiera usta, aby zapytać się skąd
to wie. Ale szybko je zamyka. Chyba zna odpowiedź. – Ja
opiekowałam się tobą z góry. Laura na ziemi. – Uśmiecha się
ciepło do brązowowłosej stojącej obok – Zawsze byłam twoim
aniołem stróżem.
Obejmuje ją mocno.
- Dziękuję – mówi jedynie.
Stoją tak dłuższą chwilę.
Chciałby jej o wszystkim opowiedzieć. Lecz gdzieś podświadomie
zdaje sobie sprawę, że ona wszystko wie. To jego anioł stróż.
- To my już z Otisem pójdziemy sobie
– powiedziała wesoło kobieta, przerywając ciszę. Złapała
chłopca z rękę. – Pamiętaj, że ludzie, których kochamy, nigdy
nas nie opuszczają. Zawsze możesz nas znaleźć, tutaj – dotknęła
dłonią jego piersi – w swoim sercu.
Oczy zaszły mu mgłą.
Mrugnął.
I nie zobaczył ich już więcej.
Stał jak wryty. Poczuł ciepłą dłoń
na ramieniu.
- My też musimy iść – odezwała
się Laura – oni odnaleźli już swój spokój. Teraz nasza kolej.
– Ale gdy spostrzegła łzy w jego oczach, szybko dodała – Nie
płacz. To nie koniec. To dopiero początek.
~ KONIEC ~
Yyy... Nie wiem co powiedzieć, odebrało mi mowę.. w przenośni oczywiście. Dziewczynom, mass talent! Te uczucia, pomysł, łał. Szkoda tylko, że takie krótkie. Zrob kiedyś jakis dłuższe opowiadanie, czyli pisz tak jak u mnie było na UIG. Bo zajebiscie ci to wyjdzie *-*
OdpowiedzUsuńTo z ich dziećmi super :D a gdy zobaczył Anne i Otisa.. Ojejciu...
Piękne, pisz dalej i czekam na drugiego bloga ;)
Co? Co co co?
OdpowiedzUsuń"To dopiero początek.
KONIEC".
Powaliłaś mnie tym. Że cztery rozdziały? Ty sobie chyba żartujesz. Nie, że mam coś przeciwko byciu oryginalnym. Ale kobieto, Ty nie powinnaś tak robić...
Lubię często sobie przy czytaniu wyobrażać, co stanie się dalej. Miałam tu parę wizji. Pierwsza przedstawiała parenaście rozdziałów opowiadających o tym, jak Laura powoli przekonuje się do Mike'a i rozstaje z mężem. Oczywiście się myliłam, więc powstała mi druga wizja, przedstawiająca jakieś problemy u ich dzieci, czy coś w tym stylu. Znowu nie. Potem zasugerowałam się Twoim pseudonimem na blogu. Skoro jest Laura Jones, to pomyślałam, że może ma siostrę Emily, która będzie wspierać Mike'a, ale tu kolejny akapit dał mi do zrozumienia, że mam zbyt bujną wyobraźnię. Potem sobie pomyślałam, że może któreś z dzieci Mike'a i Laury będzie miało córkę o imieniu Emily, także nieźle mnie wykołowałaś. Wizji było jeszcze wiele, ale nie pamiętam wszystkich dokładnie.
Cały czas mam wrażenie, że ten rozdział to jakiś żart, że niedługo powiesz, że będziesz dalej pisać to opowiadanie. Czy mi się podobało? I tak, i nie. Było naprawdę ciekawe na początku, ale ten rozdział pozostawił zbyt dużo pytań. Niby wszystko zostało zakończone, ale to jest takie... No nie jest skończone. Za dużo urywków, za dużo przechodzenia raptem o parenaście lat dalej. Nie, że jestem zwolenniczką opowiadań długich jak jakaś książka, czy coś. Ale tutaj to naprawdę było za mało. Stanowczo.
Na koniec odniosę się do Twojego komentarza przy moim opowiadaniu, aby nie nabijać sobie bez sensu nowych komentarzy. Nie, że nie umiem przyjąć krytyki, ale uważam, że jedyną wyprawą, na którą chłopacy mogliby być za starzy było szukanie przez Ninę i Mike'a czegoś magicznego w domu ich babci... Byłabym wdzięczna, gdybyś mogła trochę rozwinąć swój komentarz. Poza tym, zasugerowałaś mi, że mogłabym popaść w samouwielbienie... Gdybyś mnie znała, to byłabym jedną z ostatnich osób, które o to byś podejrzewała...
Chyba nieźle się rozpisałam. Na koniec powiem Ci, że wcale nie hejtuję Cię, czy coś w tym stylu, bo mogłabyś to chyba tak odebrać... Jeżeli nie masz zamiaru tu nic pisać, to czekam na nowe opowiadanie i mam nadzieję, że będzie choć odrobinę dłuższe.
Pozdrawiam i życzę weny.
O Mój Boże! Kochana jak ja to czytam, to widzę tę cholerną analizę, ale muszę przyznać, że tak czy siak, mimo przeczytania całego 2 razy + analizę naszego "kolego-koleżanki", mam ciary <3 z ręką na sercu, wywołuje u mnie te same uczucia rozbawienia i nostalgii co za pierwszym razem :* ale ty o tym wiesz <3
OdpowiedzUsuńJa... ja nie wiem co powiedziec... to bylo cos cudownego... ja placze. Wybacz, ale ja nie umiem tego skomentowav teraz. Wiedz, ze bylam.
OdpowiedzUsuńTo bylo... no piekne.
Mam nadzieje, ze napiszesz cos jeszcze, bo to... to bylo naprawde cudowne. Um.. coz. Zycze weny i pomyslow na dalsze pomyslow :)
Och. Więc jednak to takie... short story. Dlatego akcja tak pędziła. Teraz wszystko rozumiem i wiem, że masz ogromny potencjał. Błędy, które wcześniej dostrzegałam, były pewnie skutkiem ograniczonego pola do popisu. No wiesz, aby opowiedzieć historię całego życia w czterech postach, trzeba się jakoś umieć streścić. Ja sama nie podołałabym temu zadaniu (Chester w moim opowiadaniu przez 4 godziny jechał cholernym samochodem), więc... oklaski.
OdpowiedzUsuńWidać, że na tym rozdziale chciałaś się skupić. Bardzo podobają mi się opisy! Doszła do wniosku, że życie było zaledwie ulotnym błyskiem błyskawicy.
Ludzie rodzą się w symfonii bólu matki. Chłoną wszystkimi zmysłami otaczający ich świat. Śmieją się, płaczą, walczą. Zapalają swoje serca ogniem namiętnego uczucia. A na końcu więdną, stygną, kruszą się na popiół, aby wreszcie materialnie zniknąć z tego świata, ukrywając się jedynie w warstwie pamięci znajomych.
A co z miłością? Czy śmierć jest dlań granicą, a może tylko bramą do uwiecznienia uczucia? Czy dusze, które dobiły do brzegu tamtej strony, mogą się odnaleźć?
Te pytania pozostawały nie odkrytymi wciąż kartami.
-to jest genialne, naprawdę genialne. Muszę częściej tu zaglądać. Jestem bardzo ciekawa tego, co teraz wymyślisz. Dodaję Cię do zakładki "Czytam" i obiecuję sobie zaglądać tu regularnie :-)
Do zobaczenia, Bennoda.
Od wieków nie wylałam tyle łez, czytając opowiadania.
OdpowiedzUsuńTa sceneria, burza i śmierć. Wiesz, właśnie u mnie szaleje burza i to bardzo intensywna. Niebo ciągle przeszywają błyskawice...
Pięknie to opisałaś.
Dziękuję za te emocje, które tutaj włożyłaś. Dziękuję, za tak piękne opowiadanie i wiele refleksji, które podsycają we mnie uczucia.
W tym momencie, chylę czoła.
Pozdrawiam,
Lilith.
W końcu znalazłam czas, żeby to przeczytać. Piękne.
OdpowiedzUsuńTakie... wzruszające <33333
Ma swój klimat.
I muzyka... <3333
Idę czytać to następne opowiadanie.
O rany...
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie było genialne!!!
Masz talent, naprawdę
Ta historia totalnie mi się spodobała
Najpierw wyspa, potem śmierć żony i syna... Rozwód... Aż w końcu odnaleźli siebie <3
To cudowna i bardzo wzruszająca historia
Na końcu oczy mi się zaszkliły
Cieszę się, że ułożyli sobie życie...
No i dwójka dzieci...
Okropnie stracić drugą żonę...
Ale końcówka, kiedy znowu się połączyli....
To naprawdę cudowne!
To jest typ historii miłosnej, który naprawdę mnie zaintrygował
Napisz książkę, dziewczyno!
Lecę czytać twoje dalsze opowiadania
Czy też będą tak genialne?
Zobaczymy :-***
xxx
Przepraszam ze dopiero teraz zaczęłam to czytać, ale przyszło natchnienie na przeczytanie czegoś innego niż zwykłej książki.
OdpowiedzUsuńZ każdym zdaniem czytało mi się coraz lepiej. Bardzo podobała mi się forma tego opowiadania ze najpierw cala historia a później jej watki czeka mnie jeszcze dokończenie bo jestem mniej więcej w połowie.
Podoba mi się stylistyka, ułożenie graficzne z takiego ogólnego punktu widzenia.
W tym co pisałaś była magia.
Ponieważ ja bardzo przywiązuję wagę do tego co czytam jest to jedna z najlepszych nazwę to książką bo tak mnie zahipnotyzowała
Jest to jedna z najlepszych książek jakie czytałam wiadomo ze póki co mam 15 lat i jak dorosnę wszystko się zmieni.
Ale tu chodzi o to ze nagle ja przeczytałam i nagle się w niej zakochałam. Nigdy bym nie pomyślała ze tak pięknie potrafisz opisać miłość bo wbrew pozorom to niby banalne ale żeby to robić dobrze i ze smakiem trzeba mieć talent i lekkość pisania. Jestem zachwycona i szczerze gratuluje ci bo to twój wielki sukces. Jeżeli wydasz kiedykolwiek jakąś książkę wiedz ze będę pierwsza w sklepie aby ja kupić. Po prostu muszę iść spać dlatego nie mogę doczytać historii Ale całymi myślami jestem dalej w tej książce. Mistrzostwo!!
Masz talent i tak dalej!!!
Musiałam ci to napisać bo mam w sobie tyle emocji...
Ciągle myślę o Michaelu i Laurze!!! Dobranoc! Przepraszam za tak pozna porę!
Powróciłam! Dawno mnie tu nie było, jednakże mam nadzieję, że teraz będę zaglądać coraz częściej :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam i szczerze się popłakałam. Nie potrafię opisać tego tutaj słowami, ale powiem jedno - genialnie piszesz. Potrafisz zabrać czytelnika w zupełnie inny świat - dosłownie. Śledząc tekst wiele razy wstrzymywałam oddech, w szoku otwierałam usta i co chwilę wycierałam łzy. Cieszę się, że dane mi było odkryć Twój blog :) Pozostaje mi tylko zabrać się za czytanie kolejnych Twoich dzieł. Wybacz, że ten komentarz taki nijaki, ale po tym co przeczytałam nie potrafię logicznie myśleć, oczywiście w tym dobrym sensie :D
Pozdrawiam, dużo weny życzę ♥