środa, 12 listopada 2014

Jestem Twoim aniołem stróżem. | część 3

Shinoda siedział przy stole w jadalni, patrząc na dwa puste miejsca obok niego. Upiekł pyszne ciasto czekoladowe – jego syn, Otis, uwielbiał je. Spojrzał na zegarek, trochę się denerwując. Mieli być już w domu od ponad godziny. Anna nie odbierała od niego telefonów, co przyprawiało go o tworzenie czarnych scenariuszy. Jego pies, Bessie ujadał zaciekle, lekko zrozpaczony. Czy on już wiedział?
Nagle w domu rozbrzmiał dźwięk telefonu. Sprintem podbiegł do niego i podniósł słuchawkę.
- Dzień dobry, tutaj pielęgniarka ze Szpitala w Los Angeles. Czy rozmawiam z panem Michaelem Shinodą? – Usłyszał skrzeczący głos w słuchawce.
- Tak…- powiedział niepewnie.
- Musze pana powiadomić o wypadku, jaki miał miejsce parę godzin temu. Pańska żona jest w stanie krytycznym, tak samo jak syn. Proszę o…
Świat zawirował, a on wypuścił z rąk czarną słuchawkę, która zadyndała na kablu.
- Halo…Halo, czy pan mnie słyszy? – Zapytała kobieta po drugiej stronie. Nacisnął guzik i rozłączył się, a potem wsiadł do samochodu i łamiąc prawie wszystkie przepisy po drodze, pojechał do szpitala.
Wtedy widział ją ostatni raz. Nieprzytomną i poobijaną, ze strupami na twarzy. Jego serce rozerwało się, a rana pogłębiła jeszcze bardziej, gdy zobaczył w podobnym stanie swojego syna.
W nocy odeszli oboje, w sali szpitalnej, ledwo świadomi, zostawiając samotnego i rozbitego Mike’a tu, na tym padole. Został z nimi do samego końca, przechodząc z jednej sali do drugiej, raz do syna a raz do żony. Płakał rzewnie, nigdy w życiu nie był taki ordynarny i opryskliwy w stosunku do fotoreporterów, którzy szukali sensacji w jego nieszczęściu.
Chłopaki z zespołu byli dla niego oparciem. Nie raz płakał w ich towarzystwie, będąc pocieszany. Lecz pewnego dnia złapał go straszny dołek. Nie miał ochoty wstawać z łóżka, najlepiej targnąłby się na swoje życie. Co innego mu pozostawało? Sięgnął po telefon z zamiarem zadzwonienia do Chestera, ale uznał, że ostatnio za bardzo mu się narzuca. Przejrzał kontakty. Potrzebował czyjegoś ciepła…w tym momencie jego palec zatrzymał się na kolorowym zdjęciu, na którym promiennie uśmiechała się do niego szatynka z niebiesko – szarymi oczami. Obok widniały dwa słowa: „ Laura Jones”. Zawahał się. Czy mógł do niej zadzwonić? Nie widzieli się prawie dwa lata.
Niepewnie nacisnął zieloną słuchawkę.

                          
~*~

Trzasnęła drzwiami od pokoju, zostawiając wrzeszczącego męża za nimi. Miała go serdecznie dosyć. Gdzie ona miała głowę? Dlaczego w ogóle za niego wyszła? Zwykły skurwysyn. Nigdy nie miała szczęścia do facetów. Siniak na ramieniu pulsował bólem. Syknęła lekko go pocierając. Najchętniej zwinęłaby się na łóżku w kłębek i załkała. Ale obiecała sobie, że będzie silna.
Z głośnym westchnieniem usiadła na łóżku, a jej wzrok padł na gazetę leżącą na biurku. Prasa od tygodnia rozpisywała się o wypadku, który miał miejsce na 93 drodze stanowej. Żona Mike’a i syn jechali samochodem. Nie zauważyli tira, który ich potrącił. Sprawca wypadku uciekł. Poszukiwany jest listem gończym. Jej myśli niebezpiecznie powędrowały w kierunku piosenkarza, współczuła mu.
W salonie rozbrzmiał dźwięk telefonu. Chciała wyjść z pokoju, zapewne dzwonili do niej, lecz zaniechała tego pomysłu – mogło to grozić jeszcze większym sińcem. Telefon przestał dzwonić, a włączyła się sekretarka:
- Cześć… - Usłyszała tak dobrze znany jej głos – to trochę dziwne, wiem…nawet nie mam pojęcia, czy ten numer jest aktualny – westchnienie – tutaj Mike, pamiętasz mnie jeszcze? – Zaśmiał się gorzko. – Czy mogłabyś do mnie przyjechać? Adres znasz, nie zmienił się od paru lat. Przepraszam, że nie odpisywałem na e-maile, ale…ale sama rozumiesz. Ostatnio…
Ktoś wyłączył dźwięk i zrzucił aparat z szafki. Ten wylądował na podłodze, połamany. W Laurze zebrała się złość. Jakim prawem jej mąż wyłączał jej wiadomości?
Była pewna, że Mike ją potrzebował, musiała mu pomóc. W tym momencie podjęła heroiczną decyzję, która zaważy na jej przyszłości. Otworzyła z głośnym hukiem drzwi i pobiegła do przedpokoju, zrywając z wieszaka bluzę – wieczory robiły się chłodne. Złapała klucze do domu i swoją portmonetkę. Kapcie rzuciła w kąt, a w rękę chwyciła białe trampki. Sama nie wiedziała skąd w niej tyle odwagi. Starała ruszać się jak najszybciej i w miarę cicho, aby maż jej nie usłyszał. Ruszyła w stronę drzwi frontowych. Nagle, nie wiadomo skąd wyrósł przed nią Anthony, lekko zataczając się.
- Nigdzie nie pójdziesz – warknął, upijając kolejny łyk z butelki.
Wyminęła go, ten jednak przytrzymał nogą drzwi.
- Powiedziałem coś.
Odgarnęła włosy z czoła. Zawsze tak robiła, gdy się denerwowała.
- Idę tylko do sklepu – powiedziała na tyle spokojnie, na ile pozwalało jej walące serce.
- Nie kłam! – Wrzasnął. – Chcesz iść do tego swojego wyjca!
- Mówię, że nie. Musze iść do sklepu, ponieważ nie ma, co do jedzenia…
- Ale ty głupia jesteś! Gdy miał ta swoją żonkę, nie interesował się tobą. Przez dwa lata miał Cię głęboko w dupie, a ty teraz lecisz na jego kiwnięcie. Miej trochę honoru …- Wycedził.
- Ja honor straciłam już dawno temu, wychodząc za Ciebie! – Odgryzła się, lekko podnosząc głos. Nie powinna tego robić… – Odejdź, bo śmierdzisz uryną.
Wymierzył jej policzek. Jęknęła cicho, a w oczach zebrały się łzy. Popatrzyła na niego z wyrzutem.
- Jeśli przekroczysz ten próg, nie będziesz miała, dokąd wrócić – groził.
- I tak nigdy nie miałam
W tym momencie czara się przelała, a ona nadludzką siłą odepchnęła go, aż ten wpadł na ścianę i wybiegła z mieszkania. Złapała pierwszą lepszą żółtą taksówkę. Słyszała jeszcze krzyki mężczyzny, który wybiegł za nią. Lecz nic to ją już nie obchodziło.
W bluzie znalazła swoją mp3, którą dostała na dziewiętnaste urodziny. Włączyła Roads Untraveled, piosenkę, która napisał dla niej Shinoda, od razu po powrocie do Stanów. Znalazła się na najnowszej płycie jego zespołu, ale ona miała tą przyjemność, usłyszeć ją przedpremierowo. Zawsze, gdy słyszała jego głos, znajdowała się w swoim własnym świecie, wydawało jej się, że jest opatulona niewidzialną ochroną i że wszystko przezwycięży.



Weep not for roads untraveled
Weep not for paths left alone
'Cause beyond every bend
Is a long blinding end
It's the worst kind of pain I've known

Give up your heart left broken
And let that mistake pass on
'Cause the love that you lost
Wasn't worth what it cost
And in time you'll be glad it's gone

Weep not for roads untraveled
Weep not for sights unseen
May your love never end
And if you need a friend
There's a seat here alongside me...









        


      Linkin Park - Roads Untraveled

6 komentarzy:

  1. Łał, łał, łał *-*
    Rozdział... taki... łał. Nie mam słów.
    Tylko tą śmierć bym jakoś przedłużyła e.e zrobiła taką dramatyczną.. no wiesz.. wychodzi lekarz, wahania, krzyki. O tak e.e Ale to twój Blog i się nie mieszam.
    A ty mnie powiadamiaj o nowych rozdziałach!
    U mnie też nowy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli chodzi o dramaturgię, to wszystko będzie w opisane w krótkich One - Shotach, które będą uzupełnieniem do ogólnej historii. Nie martw się, Mike nie raz wyleje litry łez nie mogąc pogodzić się z tym bezdusznym faktem. ;)

      Usuń
  2. Hm. Nigdy nie wiem, jak zacząć/zakończyć komentarz, więc wiedz, że zaczynam komentarz. ;-;
    Podoba mi się pomysł na opowiadanie, jest oryginalne, a oryginalne lubię najbardziej. Nie było typowego wstępu jak np. Mike i jego fanka wpadają na siebie na ulicy i się zakochują... Doceniam to. Jest mrocznie, muzyka podkreśla klimat. Uwielbiam jak ktoś doda do playlisty piosenki, które naprawdę oddają charakter opowiadania, a nie byle co, co danej osobie się podoba... Wiesz, co robisz. Tyle tu widzę. Myślę, że z tego bloga powstanie coś dobrego.
    Przy okazji zapraszam do siebie: tymczasemwinnymswiecie.blogspot.com - Linkini są, więc nie zanudzi Cię. :)
    Pozdrawiam i weny życzę. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Em, ja tylko Ci powiedzieć mianowicie o Sam. Dziewczyna stara sie nie myslec, ale bedzie poznawać nowa siebie. Jakoś w 5 rozdziale bedzie zastanawiała sie czemu mysli o tym chlopaku, bo to nie w jej stylu. No i.. tyle na ten temat. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No i jestem po trójce. Widzę, że znowu szalejesz.
    Jak nie katastrofa samolotu, to śmierć w wypadku... No cóż. Nawarstwiają się nienaturalne sytuacje, akcja pędzi (nie przepadam za tym) i jakoś tak się sens rozmija z koncepcją. Brakuje mi opisów, intymnych rozmyślań. Wiem, że w opowiadaniach pisanych w trzeciej osobie czasem ciężko gdzieś to wcisnąć, ale uwierz, że się da. Przydałyby się jakieś... wyjaśnienia pomiędzy szybko zmieniającymi się scenami, całe opowiadanie byłoby wtedy pełniejsze, czystsze, klarowniejsze.
    Spadam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  5. O matko
    Feelings, feelings ;-;
    Wzruszyłam się, no. Wszystko zostało ukazane niby w tak prosty sposób, a jednocześnie łapiący za serce. I jak ja niby mam tego nie czytać, hę? Z przyjemnością wszystko prześledzę od samego początku, aż do samego końca, włącznie z najnowszymi wpisami, które będą się pojawiać.
    Pozdrawiam, dużo weny! ♥

    OdpowiedzUsuń

Komentarz to największa motywacja dla autora, nawet ten niepochlebny. Za wszystkie bardzo szczerze dziękuję.