piątek, 16 stycznia 2015

Ten moment, gdy prawda patrzy Ci w oczy

Rok 2011

To właśnie czas, kiedy próbuję wmówić sercu, że On pozostał jedynie napisaną bajką, która nigdy się nie spełniła. Lecz zbyt bardzo ukochałam Jego oczy, spojrzenie, anielski głos, może w środku zbyt bardzo…

Autor nieznany

I wtedy, siedząc na zimnej posadzce, z podkurczonymi nogami, wsłuchując się w szum padającego deszczu, poczułam to.
Samotność.
W moim sercu od dłuższego czasu powstawała wielka, bezdenna dziura, która wiała nicością. Teraz już wiem, skąd się wzięła.
Miałam ochotę krzyczeć, tupać nogami, robić hałas. Ale i tak wiedziałam, że nikt by tego nie usłyszał. Zagryzłam wargi, dość już tego wszystkiego. Jednak jedna, mała zabłąkana łza ześlizgnęła się po moim policzku i skapnęła na kolano.
Chciałam umrzeć.
Gdybym jeszcze raz mogła spotkać Michaela... Tyle dni, tyle miesięcy, tyle mężczyzn napotkanych na drodze, a jego jakoś nie widać. Mojej jedynej miłości, mojego jedynego szczęścia.
Gdyby jeszcze raz było mi dane go spotkać, mogłabym wszystko zmienić. Życie znowu nabrałoby kolorów. Byłoby wszystko dobrze.
Uciekłam od prawdziwej miłości i ożeniłam się z czymś, co do tej pory w y d a j e mi się miłością. Czuję się taka bezwartościowa, w rozsypce. Mam już trzydzieści lat na karku i niczego do tej pory nie dokonałam. Zawsze chciałam zmienić świat. W obliczu mojej obecnej sytuacji wydaje się to tylko dziecinnym marzeniem.
Dlaczego zawsze, gdy było ze mną źle, myślałam o NIM? Powinnam zrozumieć, że to, co wydarzyło się na wyspie było tylko przelotną znajomością. Co prawda piszemy do siebie e-maile, prawie codziennie, ale to nie to samo.
Może przyszedł już odpowiedni moment, abym wreszcie wydoroślała?


Parę miesięcy później, moje serce nadal nie potrafiło się zasklepić, a mój mąż wcale nie pomagał. Nie był złym człowiekiem. Po prostu pogubił się w którymś momencie. To dobry chłopak. Ostatnio życie daje mu w kość, dlatego to tak wygląda i przybiera barwę moich sińców. Wszystko się ułoży.
Bo się ułoży, prawda?
Anthony dostał zaproszenie na ślub swojej siostry. Musieliśmy się tam zjawić, choć ja nie miałam na to ochoty. Ostatnio całe moje życie widziałam w szarych barwach.
Ale, no cóż. Nie ja o tym decyduję. Pojechaliśmy aż do Carson City w stanie Nevada. Spóźniliśmy się na całą ceremonię ślubną przez ulewne deszcze. Oczywiście, to wszystko była moja wina…
Wesele odbywało się w małym zamku z wieżyczkami. Za posiadłością rozciągały się piękne ogrody. Widok imponujący. Już z daleka było słychać wesoły gwar i muzykę.
- O, Anthony i Lauro!– Przywitał nas pan młody z uśmiechem – Jak miło was widzieć!
Przykleiłam na twarz uśmiech. Teraz musiałam stać się taka jak zawsze, stwarzać pozory. Mój mąż złapał mnie za dłoń, niby w geście czułości. Ale obydwoje dobrze wiedzieliśmy, że to tylko gra. Siłą powstrzymałam się przed wyrwaniem mu.
- Witaj Mark – powiedziałam z uśmiechem i pocałowałam go w policzek.
Złożyliśmy życzenia państwu młodym i przeszliśmy stronę stolików, które uginały się pod ciężarem wszelkich potraw. Wszyscy goście zajęli już swoje miejsca. Po drodze przywitałam się ze znajomymi.
I nagle serce zabiło mi mocnej, poczułam jak w mój żołądek dziwnie skurcza się i rozkurcza. Czy na pewno widziałam tam j e g o? Czy to tylko wytwór mojej wyobraźni, coś na wzór fatamorgany? Mrugnęłam. Nie, nadal siedział przy okrągłym stoliku, śmiejąc się i trzymając żonę za rękę.
W moich oczach zabłysła tęsknota. Byłam tego pewna. Też chciałam być taka szczęśliwa jak on. Może kiedyś i mi się poszczęści?
Ale na razie nie zanosiło się na to.
Odwróciłam się i zauważyłam, że mój mąż poszedł dalej, a ja stałam i patrzyłam na mężczyznę, który tak bardzo przypominał mi mojego…hmm…przyjaciela? Bo chyba tak to można nazwać. Gdy dostani raz go widziałam miał dłuższe włosy. Teraz natomiast miałam wrażenie, że grzywka kompletnie nachodzi mu na oczy. Nie byłam pewna, czy to on, ale podświadomie wiedziałam, że jednak tak.
Nagle odchylił się na krześle i spojrzał w prawo – wprost na mnie. Odwróciłam głowę. Nie chciałam, żeby pomyślał, że przypatruję mu się. Ale wewnętrzną potrzebą spojrzałam na niego. Musiałam przekonać się, czy to na pewno o n. Złapał moje spojrzenie i zauważyłam dziwny błysk w jego ciepłych, brązowych oczach, po czym uśmiechnął się szeroko.
Tak, jak do starej, dobrej przyjaciółki.






Wstał, powiedział do znajomych coś na wzór: „przepraszam, zaraz wracam” – stałam w zbyt dużej odległości, aby cokolwiek usłyszeć – i podszedł do mnie.
- Mike? – Wychrypiałam. Moje gardło napuchło od emocji.
- Cześć – Powiedział wesoło.
Nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu.
Przytulił mnie mocno.
- Co tu robisz? – Zapytał
- Siostra mojego męża się żeni. A ty?
- Kuzyn mojej żony.
- Jaki ten świat mały.
Zaśmieliśmy się. Boże, jak ja tak dawno tego nie robiłam…
- Chcesz się przejść? – Zaproponował nagle. Ten pomysł wpadł mu do głowy spontanicznie, po prostu chciał uwolnić się od tego hałasu i pogadać ze mną.
Pokiwałam ochoczo głową.
Nie zastanawiałam się nad konsekwencjami. Teraz, nie miało to znaczenia.
Ruszyliśmy do wyjścia. Przeszliśmy przez kamienny korytarz, wychodząc z zamku. Nasze uszy otuliła przyjemna cisza, zakłócana tylko przez grę świerszczy. Ciemne niebo lśniło gwiazdami, a chłodny wiatr owiewał nasze ciała.
- Nie jest ci zimno? – Zapytał po chwili Mike, patrząc na moje nagie ramiona.
- Wytrzymam… - zapewniłam, jednak otuliłam się rękami w celu ogrzania
Usłyszałam szelest ściąganej marynarki. Poczułam woń wody kolońskiej Old Spice, zmieszaną być może z ulotnym męskim zapachem. Ogarnęła mnie nagła tęsknota, lecz natychmiast odepchnęłam ją od siebie. Nie wolno mi było ulegać takim samolubnym pragnieniom.
- Dziękuję – powiedziałam cicho. Po moim ciele rozlała się fala ciepła, gdy zarzucił mi marynarkę na ramiona.
Usiedliśmy na małej, drewnianej ławeczce w ogrodzie.
I w tym momencie zachciało mi się płakać. Wiedziałam, że gdy wrócę do Anthony’ego, będzie na mnie zły za długą nieobecność. Z kolei było mi tu tak dobrze, nie czułam tej pustki. I marzenie, które pokrzepiało mnie, spełniło się. Tylko na chwilę.
Położyłam głową na jego ramieniu.
A on mnie lekko objął. Jakby niepewnie.
Mike coś mówił, opowiadał o swoim życiu po powrocie z wyspy. Nie słuchałam go. Nie chodziło o to, że mnie to nie interesowało, wręcz przeciwnie, byłam bardzo ciekawa, ale po prostu jego obecność była wszystkim, co mi wystarczało.
- Dobra, koniec o mnie. Teraz ty – zakończył swoją opowieść.
Był w tak świetnym humorze, że aż żal mi było go dołować. Nie zasługiwał na to.
- U mnie wszystko dobrze – skłamałam.
- Na pewno?
Wmurowało mnie. Jako jedyny potrafił mnie przejrzeć. Nie dał się zbyć.
- Tak. - wymusiłam, aby kąciki moich ust podniosły się do góry, żeby pozornie go uspokoić. – Niedługo jadę na jakieś szkolenie.
Czułam jego spojrzenie na sobie. Na pewno mi nie uwierzył. Nigdy nie byłam zbytnio przekonująca. Jego ciepły oddech owiewał mi twarz. Bezmyślnie odwróciłam głowę i… i nie chcący musnęłam jego wargi swoimi. Poczułam jak prąd przechodzi przez moje ciało.
- Przepraszam – mruknęłam – Chyba powinniśmy już wracać…
Wstałam gwałtownie. Mike poszedł w moje ślady. Przeczuwał, że jest ze mną naprawdę źle. Czasami potrafiliśmy porozumieć się bez słów.
Objął mnie ramieniem i przygarnął do siebie. Przytuliłam policzek do jego piersi. Był to zwykły przyjacielski gest. Nic nie mówiliśmy. Nie było to potrzebne.
To dało mi siłę.

Pewnego dnia ktoś przytuli Cię tak mocno, że wszystkie twoje rozbite kawałki znów złożą się w jedną całość.  

~*~


- Kto to był? – Anna wwiercała we mnie brązowe spojrzenie.
- Laura – opowiedziałem, siadając na krześle. – Opowiadałem Ci o niej. Poznaliśmy się na wyspie.
Poczułem, jak kryształki zimnego potu przebiegają po moich plecach.
- Gdzie masz marynarkę?
- Co….? – Spojrzałem po sobie – Marynarka… - wypuściłem głośno powietrze z płuc – dałem ją Laurze.
Pod stołem chciałem chwycić dłoń mojej żony, ale wyrwała mi się. Popatrzyła na mnie smutnym wzrokiem i zajęła się jedzeniem złocistego kurczaka.

Przez całą resztę wesela wyczuwałem między nami chłodny dystans. Anna zbytnio nie zaszczycała mnie wzrokiem, a kiedy wreszcie to robiła, było to spojrzenie pełne smutku i rozpaczy. Na parkiecie tańczyła z innymi mężczyznami, co powiem szczerze, przyprawiało mnie o nie miłe ukłucie zazdrości. Ze mną zatańczyła tylko raz, tak z reguły, ale od razu dostrzegłem, że nie sprawiło jej to zbytniej przyjemności.
Całe wesele przesiedziałem przy stoliku. Nie miałem ochoty na zabawę. Zastanawiałem się, co mogło aż tak bardzo zdenerwować Annę. Nigdy nie była aż tak chorobliwie o mnie zazdrosna. Może się domyślała? Może już wiedziała o… Potrząsnąłem głową. Niby skąd? Ale muszę jej wreszcie o tym powiedzieć, bo wyrzuty sumienia wypalą mnie od środka.
Laura była tylko moją przyjaciółką. Nic innego nas nie łączyło. To, co wydarzyło się na wyspie podczas burzy było tylko zwykłym epizodem, dziecięcym wybrykiem. Ona już pewnie o tym zapomniała. Ale ja jakoś nie mogłem…
Po prostu nie potrafiłem zapomnieć o zapachu jej ciała i cieniu uczucia, które dostrzegłem dziś w jej niebiesko – szarych oczach. A gdy musnęła moje wargi…
Nie! Do niczego dobrego to nie doprowadzi. Muszę zepchnąć to na szare krańce mojej pamięci. Mam żonę, syna. To oni są najważniejsi…

Do domu wracaliśmy nadal w ponurych nastrojach. Gdy zaparkowałem pod domem, odetchnąłem z ulgą. Położę się spać, a jurto porozmawiam na spokojnie z Anną.
Moja żona zadzwoniła do drzwi frontowych. Zostawiliśmy syna pod opieką elokwentnej niańki.
W progu stanęła lekko pulchna blondynka.
- Witam państwa. – Uśmiechnęła się szeroko – Otis już dawno śpi. – Wpuściła nas do środka. – Mają państwo jeszcze jakieś plany na dzisiaj? Czy mogę…
- Tak, Lucy, możesz już wracać do domu – przerwała jej Anna – zaczekaj chwilę, dam ci pieniądze na taksówkę.
- Ależ nie trzeba.
- Nalegam.
Niania uśmiechnęła się. Odebrała pieniądze i wyszła życząc nam dobrej nocy.
Ta…na pewno będzie dobra…
- To ja już idę spać – powiedziałem szybko i pomknąłem po schodach na górę.
- Zaczekaj – usłyszałem cichy głos Anny. – Musimy porozmawiać.
Niepewnie cofnąłem się na dół.
Moja żona ściągnęła czerwone szpilki i rzuciła je niedbale pod ścianę, a potem przeszła do kuchni i usiadła ciężko przy kuchennym stole.
- Chcę, abyś mi o wszystkim opowiedział.
- O czym? – Zapytałem. Ale chyba już powoli się domyślałem.
- O tobie i Laurze.
- A! – Udałem zaskoczenie i oparłem się niedbale o blat szafki kuchennej. – Nic specjalnego. Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Czyżby? Widziałam jak na nią patrzysz.
Poczułem jak po moim ciele przepływa zimny dreszcz.
Podszedłem do niej, aby ją objąć. Ale odepchnęła mnie. Popatrzyła na mnie zranionym spojrzeniem.
- Powiedź to, po prostu to powiedź. – Szepnęła.
Wziąłem głęboki oddech. To właśnie teraz przyszedł ten odpowiedni moment.
- Poznaliśmy się na wyspie, co już wiesz. Jest…była moją fanką. Polubiliśmy się i chyba…chyba się we mnie zakochała. – Anna oddychała ciężko, wzrok miała utkwiony w podłodze. Kucnąłem przy niej. – Wtedy, gdy nad Oceanem Spokojnym rozhulała się burza…tak to się wszystko potoczyło… - wziąłem głęboki oddech. – Pocałowałem ją. To wszystko.
Wreszcie powiedziałem to, co tak długi czas ciążyło mi na sercu. Ale wcale nie poczułem się z tym lżej. Spojrzałem na Annę. Nadal patrzyła w podłogę, ale tym razem zamglonym spojrzeniem.
- Przepraszam… - szepnąłem.
Odwróciła twarz. Byłem pewny, że zrobiła to tylko po to, abym nie widział przypływu łez w jej oczach.
Nagle usłyszeliśmy tupot małych, dziecięcych stóp. Do kuchni wbiegł zapłakany, na oko sześcioletni chłopiec, w niebieskiej piżamce i z pluszowym misiem pod pachą.
Wstałem gwałtownie, z myślą wzięcia go na ręce, ale Anna mnie uprzedziła, wycierając ręką łzy z policzków.
- Co się stało? – Zapytała łagodnie, głaszcząc Otisa po czarnych, poczochranych włoskach. – Miałeś zły sen?
Chłopczyk pokiwał głową, wtulając się w matkę.
- Spokojnie – powiedziałem, podchodząc do nich. Anna posłała mi zabójcze spojrzenie.
- Dzisiaj śpisz w pokoju gościnnym… - zawyrokowała na pozór zimnym tonem. Ale ja i tak widziałem, jak to wszystko się w niej gotowało. – Albo gdziekolwiek. Gdzie chcesz. Na pewno nie w naszej sypialni.
Pokiwałem skrzętnie głową.
Czy tak właśnie wyglądał początek rozpadu naszego małżeństwa?




7 komentarzy:

  1. Wow. To chyba moj ulubiony rozdzial.
    Przepraszam, ale jest na telefonie i nie oplaca mi sie wlaczac autokorekty, wiec jest bez polskich znakow.
    Ym.. fajnie, ze napisalas to z pierwszej osoby. Wole taka narracje ode trzecioosobowej. Tak szczerze...
    Nie wiem co jeszcze pisac. Wiesz mniej wiecej jak u mnie jest z wena no i... tyle. Lece pisac na BIO.
    Pozdrawiam, weny i czekam na wiecej ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział bardzo mi się spodobał, chociaż chyba wolę narrację trzecioosobową. W momencie, kiedy razem z Mike'iem siedzieli na ławce, oh god, tak cudownie to opisałaś. Miałam łzy w oczach! Czekam na następny, pozdrawiam i weny / nevermind

    OdpowiedzUsuń
  3. Wreszcie mam czas aby dodać komentarz!
    Uwielbiam to opowiadanie i rozdział mi się podoba, ale nie jest moim ulubionym. Po prostu nie trafiłaś w mój gust, zazwyczaj opowiadanie o rozpadach małżeństwa zwyczajnie mnie nudzi. Ale znów masz u mnie wielki plus za to, że opisałaś to jak inni; większość ludzi pisze o kłótniach niczym w "Trudnych Sprawach" czy "Dlaczego ja?", a to denerwuje mnie to tego stopnia, że bardzo zniechęca mnie do czytania opowiadania. Dlatego cieszę się, że na tym blogu przechodzi to bardziej... "normalnie", bardziej zbliżenie do realnych, zwykłych ludzi. Nie "przedobrzyłaś" i to mi się podoba.
    A i co do narracji... Oliwia woli pierwszoosobową, a ja zdecydowanie trzecioosobową, ale ja tylko to mówię, żeby nie było, że się wtrącam. Pisz jak chcesz.
    No więc weny życzę. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam.
    Dziękuje ze zaczęłaś komentować moje opowiadanie i będę informować Cię o kolejnym.
    Ale, wracając do twojego opowiadania. Dziewczyno tak mnie zafascynowało że przeczytałam cale i nie zdążyłam napisać komentarza pod każdym. Ale nadrobię to tutaj.
    Uwielbiam Mike'a i wszelkie opowiadania związane z nim, Trochę nie po kolei według mnie, ale to moja opinia.
    Wzruszyłaś mnie gdy opisywalaś śmierć Mike'a, Laury oraz gdy Mike mógł się pozbierać po śmierci Anny i Otis'a, a ja należę do osób które nie tak łatwo się wzruszają.
    Laura od zwykłej fanki do żony Shinody. Nieźle. Chester miał racje gdy mówił że Anna chciałaby aby był szczęśliwy. Gdy chciał się zabić, genialne. Wszystko było super Laura i jej skończony nie napisze co dalej miałam namyśl, sama się domyślisz. Pisz więcej takich opowiadań tylko aby wszystko się działo po kolei. Czekam z niecierpliwością na kolejny.
    Wiem pisze dość krótkie komentarze, ale ja już tak mam. Nie potrafię pisać długich komentarzy.
    Czekam z nieciepliwością na kolejny.
    Już nie mogę się doczekać.
    Życze weny i pozdrawiam
    Autorka

    KiaraLP

    OdpowiedzUsuń
  5. świetna opowieść, bardzo się zżyłam z wszystkim co napisałaś. Może to przez doświadczenie, bo czytając miałam wrażenie jakbym czasami słuchałam siebie samej. Wspaniały rozdział. Trafiłam tu po raz pierwszy, ale nie ostatni. Wygląd bloga masz nietypowy. Rzadko się z takim spotykałam co jest bardzo na plus. Życze wytrwałości w dalszym blogowaniu :)
    http://odrobina-ciepla.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. hej ! Bardzo mi się podoba twój pomysł na bloga i tak odważny styl pisania. Piszesz takiego typu opowiadanie jakie kocham.
    pozdrowionka
    I proszę cię o powiadomienie mnie na moim blogu jak dodasz next. Oczywiście jeśli to nie klopot.
    nieelitarnaszkola.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Cześć, zajrzałam tu do Ciebie po raz pierwszy od dawna i coś Ci naskrobię, żeby nie zostawiać po sobie nieładnej pustki, chociaż miałam zupełnie inne plany.
    No dobrze. Najpierw przyznam Ci się do tego, że nie do końca rozumiem to, co teraz piszesz. Pamiętam, że kiedy kończyłaś "właściwą" część tej historii, oznajmiłaś, że na tymże blogu będą pojawiać się teksty niepowiązane ze sobą jakoś szczególnie, ale jednak dotyczące historii Mike'a i Laury. Czy to coś w stylu.. midquela? Może prequela?
    Jeśli tak, to mniej więcej rozumiem.
    Okej.
    Przejdę do całej tej treści, którą mi zaserwowałaś.
    Bardzo spodobał mi się cytat, to literackie preludium, motto, nie wiem, jak to nazwać. Szczerze mówiąc, myślałam, że to ty jesteś autorką tejże sentencji (klikając w link do rozdziału, widziałam tylko ten fragment "To właśnie czas, kiedy próbuję wmówić sercu, że On pozostał jedynie napisaną bajką, która nigdy się nie spełniła.")
    Ach. Fajne są takie cytaty przed tekstami, bardzo je lubię, jeśli są jakoś trafnie dobrane.

    Podobał mi się początek. Opis przeżyć Laury. Naprawdę dobry, chociaż kiedy tak wyraźnie przedstawiłaś jej rozpacz, radość z ujrzenia Mike'a wypadła nienaturalnie blado.
    No wiesz, kiedy umierasz, bo nie widzisz ukochanego, a potem jednak się spotykacie, to musisz czuć coś cudownego, coś obłędnego. Tutaj trochę mi tego zabrakło, jest taki maleńki minus.
    Napiszę przy okazji, że już zeszłam na ten temat, że strasznie wyprowadziło mnie z nastroju oczekiwania i napięcia wyrażenie "złocisty kurczak". Nie wiem dlaczego. Po prostu wybuchnęłam ogromnym śmiechem. I jeszcze zdziwił mnie mocno ten "na oko sześcioletni chłopiec", bo niby wszystko okej, ale kurczę, Mike chyba nie jest aż tak złym ojcem, aby oceniać wiek swojego dziecka "na oko"? D:
    (właśnie zawołano mnie na kolację i muszę niezwłocznie się oddalić, przepraszam, dokończę ten komentarz może jeszcze dziś ;___;)

    -Bennoda

    OdpowiedzUsuń

Komentarz to największa motywacja dla autora, nawet ten niepochlebny. Za wszystkie bardzo szczerze dziękuję.