niedziela, 11 stycznia 2015

Smak czekolady

 Rok 2015

 I kissed the scars on her skin
           I still think you’re beautiful
           And I don’t ever want
To lose my best friend

Pierce the Veil
A Math into Water 

- Zaczekaj chwilę – mruknęła odsuwając go od siebie, obciągając podwinięty t-shirt
- Co się stało? – Zapytał nadal lekko nieprzytomnie, otumaniony jej bliskością. – Coś zrobiłem źle?
- Nie… - westchnęła – po prostu chyba jednak to nie jest ten moment.
Westchnął. Próbował się uśmiechnąć, lecz rozczarowanie wzięło górę i wyszedł mu krzywy grymas.
Za każdym razem, gdy ich relacje miały szansę przejść na wyższy poziom, coś im przerywało, albo Laura wycofywała się. Ostatnio, gdy zaczynała się ostra akcja na konsoli w studiu, zadzwonił telefon. Ale to chyba nawet lepiej. Małe guziczki tak boleśnie wbijały jej się w plecy, że do dzisiejszego dnia miała siniaki w kształcie śmiesznych prążków. Mieli właśnie zamiar przenieść się na czerwoną kanapę, na której byłoby im zapewne wygodniej, ale zadzwoniło to urządzenie szatana, Mike musiał odebrać i przeszła im ochota na kontynuowanie tego, co zaczęli.
- Przepraszam – powiedziała ona, całując go delikatnie w odsłonięty kawałek ramienia.
- Nic się nie stało – cmoknął ją w usta. – No nic, wstawię wodę na herbatę.
- Nie! – Powiedziała szybko – ja to zrobię – wstała i pomknęła do małej kuchni.
Gdy stała oparta o blat, czekając aż gwizdek od czajnika da znać, zagryzła dolną wargę. Nie powinna tak zareagować. Mike chciał dobrze. To nie jego wina, że nie był dobrym kucharzem, co chwila palił czajniki i przypalał jajecznice. Laura zastanawiała się, jakim cudem udawało mu się żyć tyle lat samemu bez wybuchnięcia w powietrze.
Zalała kubki i trzymając je w dłoni podreptała z powrotem do ciasnego pokoju z różową, obdrapaną tapetą w białe kwiatki. Odkąd wyszła ze szpitala, wyprowadziła się od swojego, już niedługo, byłego męża i zamieszkała w jedno pokojowym mieszkaniu z mikroskopijną kuchnią i jeszcze mniejszą łazienką. Mogła mieszkać razem z Mike’m w jego apartamencie w Beverly Hills, lecz uznała, że i tak za dużo jej pomaga, nie chciała mu się narzucać. Ale on zapewne cieszyłby się, że jest obok. Bo ją kochał.
Podała mu kubek i usiadła obok niego na łóżku, które zaskrzypiało żałośnie.
- Przynajmniej sprężyny nie wyskakują – zaśmiał się Shinoda.
- Jeszcze tego by brakowało.
Spojrzała przed siebie, a jej wzrok padł na wciśnięte między szafą a fotelem biurko, na którym piętrzyły się stosy sprawdzianów i kartkówek. Jęknęła cicho. Brunet podążył za jej wzrokiem.
- Musisz to wszystko sprawdzić? – Zapytał podchodząc do mebla, biorąc do ręki kartkę. Zmrużył oczy, próbując rozczytać zagmatwane pismo jakiegoś dzieciaka i uśmiechnął się pod nosem. – Od kiedy to „fireworks” pisze się „fajewerks”?!
- O, takiego czegoś w wieloletniej karierze nauczycielki jeszcze nie widziałam! – Także się uśmiechnęła.
- Masz gdzieś czerwony długopis? Ja to bym od razu jedynkę wstawił jakiejś tam… - zmrużył ponownie oczy – Agnes.
- To machnij jeszcze swój autograf, to dziewczyna posika się ze szczęścia. – Skomentowała ironicznie Laura.
Parsknął śmiechem, a potem ponownie usiadł na łóżku. Powoli zaczął sączyć herbatę i przeżuwać ciastko czekoladowe, a Laura przypatrywała mu się ukradkiem. Był taki n o r m a l n y we wszystkim, co robił. Zachowywał się naturalnie. Gdy jeszcze go nie znała, było to dla niej nie wyobrażalne. Teraz natomiast przyzwyczaiła się do tego.
Po chwili zdała sobie sprawę, że coś mówi, ale co dokładnie – nie była pewna. Jego oczy skupione były na kubku, który poruszał tak, że napój uderzał o ścianki. Czarne włosy zostały dokładnie wymodelowane, w nie których miejscach przylizane na żel, aby nie stały, a usta poruszały się szybko, by utworzyć zdania. Jednak nie zwracała uwagi na głos, była po prostu zafascynowana sposobem, w jaki się poruszają. Zauważyła, że powtarza pewne słowo kilka razy, zanim machnie dłonią przed jej twarzą.
- Laura?
- Co? – Odpowiedziała grając poirytowaną.
- Pytałem, co sądzisz, abyśmy wybrali się do Paryża.
- Kiedy?
- No nie wiem…W wakacje jakoś.
- Nie mogę…dyżury w szkole – wymyśliła na prędce. Tak naprawdę wstydziła się jechać na jego koszt, bo było to oczywiste, że on za wszystko zapłaci. Z jej marnej pensji nauczycielki nie opłaciłaby nawet 1/4 wycieczki.
- A nie udałoby się przestawić tych wszystkich dyżurów?
- Nie sądzę.
- No dobra…- powiedział zrezygnowany. Odstawił kubek na szafkę nocną i spojrzał w okno. Na niebie zapalały się pierwsze gwiazdy. – To ja już będę się zbierał. Jutro spróbujemy z chłopakami zrobić muzykę do tekstu, który napisał Chester z Bradem. – Uśmiechnął się. Od razu było widać, że muzyka jest jego całym życiem. – pa Kochanie.
Wstał, ale nie zdarzył zrobić ani jednego kroku.
Laura złapała go za nadgarstek i przyciągnęła do siebie.
A potem delikatnie pocałowała.
Smakował czekoladą.
Jej umysł krzyczał o więcej. Ciało też tego chciało, ale ta jedna, jedyna cząstka nie pozwoliła jej na to.
- Odprowadzę cię. – Powiedziała po chwili.
Pokiwał głową,
Te parę metrów przeszli w ciszy, lecz blisko siebie, stykając się, co chwila dłońmi. W końcu doszli do drzwi frontowych i pożegnali się jeszcze raz.
Gdy Laura zamykała górny zamek, kątem oka zerknęła w lustro. Podeszła do niego i spojrzała na swe odbicie. Wysoka, lecz nadal niższa od Mike’a szatynka z wysoko, byle jak upiętym kokiem i wyciągniętej szarej koszulce. Ostatnio zaczęła się zastanawiać, co Shinoda w niej widział. Była zwykłą, szarą kobietą, których mógłby mieć na pęczki. To on sprawiał, że była wyjątkowa.
Dlaczego więc nie potrafiła w pełni dać skonsumować ich dopiero co zaczęty związek? Odpowiedź była tylko jedna: wstydziła się swoich blizn. Bała się jak mężczyzna zareaguje na widok trzech poprzecznych szram na brzuchu nie mówiąc już o tych mniejszych. O niektórych z nich wiedział – przecież sam je opatrywał, gdy bała się iść do lekarza. Sama, gdy brała prysznic z premedytacją odwracała wzrok i nie patrzyła na te „pamiątki” Brzydziła się ich. To jak zareaguje Mike?
Ale potem szybko potrząsnęła głową. Gdyby naprawdę był takim gnojem, już dawno uciekłby od niej z krzykiem. Nie pomagałby jej i nie starał się, aby stanęła na nogi.
Wzięła głęboki wdech. Powietrze nadal było wypełnione zapachem perfum Mike’a…
Więc czy mogłaby spróbować? Zdążyłaby go jeszcze dzisiaj złapać przed odjazdem? Zapewne wziął taksówkę i jest już daleko stąd.
Z pełnym sercem nadziei, a także podekscytowania wsunęła byle jak trampki na nogi, nie zawracając sobie głowy sznurowaniem ich, i wybiegła z mieszkania. Sprintem, przeskakując, co drugi schodek zbiegła po spiralnych schodach. Wypadła na ulicę, potrącając po drodze jakąś starszą panią, którą przeprosiła, lecz ta zdążyła już na nią nawymyślać. Ale teraz nie było to ważne.
Stanęła na palcach wypatrując czarnej czupryny, ale nic nie zauważyła. Podbiegła parę metrów do najbliższego przystanku autobusowego, a serce zabiło jej szybciej. Zauważyła go, wchodzącego do autobusu, niczego niedomyślającego się. Jeśli odjedzie, Laura będzie zmuszona czekać, aby powiedzieć mu o tym dopiero jutro bądź przy najbliższym spotkaniu. Ale skąd pewność, że wtedy będzie mieć odwagę? To skrzydlate uczucie mogło ją opuścić za parę chwil. I już nigdy nie wrócić.
Podbiegła do pojazdu, krzycząc jego imię.
Nie zareagował.
- Michaelu! – Wydarła się głośniej niż poprzednio. Miała wrażenie, że przez ten jeden krzyk zdarła sobie całe gardło.
Dotarło do niego, lecz było już za późno. Gdy odwrócił głowę i na nią spojrzał został razem z tłumem wepchnięty do pojazdu. Ona jeszcze raz powtórzyła wołanie, on przecisnął się do drzwi, lecz te zamknęły mu się przed nosem.
Autobus ruszył.
Patrzyła za nim tak długo, aż zginął za zakrętem, a potem usiadła ciężko na krawężniku i podkuliła nogi. Poczuła coś dziwnego, jakby ukłucie żalu i cała odwaga, całe to szaleństwo upuściło ją. Na powrót była tylko zwykła Laurą Jones. Dłuższą chwilę przyglądała się pędzącym samochodom, a następnie wzdychając wstała z ociąganiem i ruszyła w stronę mieszkania. Objęła się ramionami – dopiero teraz zdała sobie sprawę, że jest jej zimno.
- Lauro!
Usłyszała tak dobrze znany jej głos. Odwróciła się machinalnie i spostrzegła pędzącego w jej stronę z rozpostartymi ramionami bruneta. Wszystkie jego włosy wiały na wietrze oprócz tych przylizanych na żel. Wyglądało to dość komicznie.
Laura poczuła uścisk w żołądku, a potem przypływ odwagi. Ona także zaczęła biec pokonując dzielący ich dystans. W połowie drogi spotkali się i wpadli sobie w ramiona.
- Wołałaś mnie, więc wysiadłem na następnym przy… - zaczął Mike, ale nie dane mu było dokończyć sekwencji. Kobieta z wielką żarliwością wpiła mu się w usta. – stanku? – Dokończył sekundę potem, łapiąc oddech, zaskoczony jej zachowaniem.
- Wołałam cie, bo chciałam ci coś powiedzieć – powiedziała i spojrzała mu w oczy – uświadomiłam to sobie już dawno, ale dopiero teraz dostałam odwagi, która pozwoliła mi to wszystko poukładać. Chcę żebyś ze mną został, już na zawsze. Chcę mieć z tobą dzieci i zestarzeć. Teraz już naprawdę. – Wzięła oddech – Jesteś dla mnie najważniejszy, Kocham cię, Mike, kocham jak nikogo innego… - Mężczyzna nachylił się, aby ją pocałować deklarując tym samym o swoim uczuciu do niej, lecz Laura odsunęła się o milimetr dając znak, że jeszcze nie skończyła. – Przepraszam, że wcześniej nie pozwoliłam, abyśmy posunęli się o krok dalej. Zachowywałam się jak nastolatka – uśmiechnęła się pod nosem – Po prostu jedyną rzeczą, jak mnie ograniczało było… - nie potrafiła wypowiedzieć tego na głos. Wymownie spojrzała na swój brzuch.
Oczy Mike’a rozszerzyły się z niedowierzania.
- Myślisz, że twoje…uhm…blizny…w jakiś sposób zaczęłyby mnie odstraszać? – Mężczyzna jakby czytał w jej myślach. Ujął jej twarz w dłonie – Lauro, kocham cię, kocham jak głupi. Kocham też i twoje blizny, bo są twoje.
Kobieta rozpromieniła się, a on pocałował ją delikatnie w czoło i przejechał ustami po jej nosie, a gdy spostrzegł, że lekko zadrżała i przymknęła powieki, nie pominął ust. Podrzucił ją o góry, aby nogami objęła go w pasie. Gdy wreszcie oderwali się od siebie i Laura ponownie poczuła grunt pod stopami, Mike co chwila wychwytywał zdegustowane spojrzenia przechodniów. Szczerzył do nich zęby, jak obłąkany. Bo tak właśnie się czuł. Trochę jak w innym świecie.
Laura złapała go za dłoń, a on splótł swoje palce z jej. Wymienili porozumiewawcze spojrzenia i śmiejąc się puścili pędem do mieszkania kobiety, po drodze jeszcze parę razy całując się. Zachowywali się jak para zakochanych nastolatków, a nie jak dojrzali ludzie po przejściach. Ale czy to ważne? Miłość uskrzydla, uczy latać…
- Nie musisz przypadkiem wracać do domu? – Zapytała zaczepnie Laura, wspinając się po schodach.
- Jak chcesz to mogę sobie pójść… - powiedział udawanym, urażonym tonem.
- Ale wiesz, jutro nagrywasz z chłopakami … - otworzyła drzwi do mieszkania z klucza i wpuściła go do środka.
- A ty nie zechciałabyś zając się stosem sprawdzianów, który czeka na twoim biurku? – Odparował, opierając ją o ścianę.
- Nie…zaraz będę miała o wiele ciekawsze zajęcie – przygryzła dolną wargę, wpatrując się w jego oczy. Tak piękne.
Poczuła jego ciepłe ręce na swojej talii. Zarzuciła mu ręce na kark i przyciągnęła bliżej. Teraz już była pewna. Na sto procent.
Pozwoliła mu zatopić się w swoich niebiesko – szarych oczach. Wiedziała, że to one sprawiły, że zechciał spędzić z nią więcej czasu. Ale wiedziała też, że teraz kochał ją całą. Ze wszystkimi detalami.
Dzisiejszą noc spędzili razem, jak i każdą następną. To właśnie w tym miejscu ich wspólne drogi wreszcie łącza się w całość. Wreszcie będą szczęśliwi. Bo będą razem. I nic i nikt im tego nie dobierze.





Zeszyty od matematyki i fizyki patrzą na mnie z trwogą, bo już wiedzą, że po opublikowaniu tego pasta, będą latać po całym pokoju. Kilka razy zaliczą glebę, ale to wszystko dla dobra Emily, która musi nauczyć się do testów i dostać do dobrego licem.
Także trzymajcie kciuki i módlcie się, aby zeszyty się nie rozleciały.
Pozdrawiam i do następnego! 



4 komentarze:

  1. Jeja.. to takie słodkie *w*
    Ej, ja nie wiem co napisać. Jest zajebiście no i tyle ♡
    Kocham twoje opowiadanie.
    Pozdrawienia, weny i czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
  2. To opowiadanie jest po prostu piękne. Życzę weny i czekam na następne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra kochana nadszedł czas, żebym spięła poślady, wysiliła się i napisała jakiś komentarz.

    Gdy pierwszy raz przeczytalam historię Laury i Mike'a nie mogłam opanować zachwytu, który mnie ogarną. Już od pierwszego zdania wiedziałam, że zostanę fanką tego opowiadania. Najśmieszniejsze jest to, że nie należę do romantyczek i większość historii opowiadających o miłości nazywam po prostu GÓWNEM, ale z tą jest inaczej :O
    Działa jak terapia, która budzi we mnie emocje i przypomina o uczuciach. Mogę nawet pwiedzieć, że dzięki twojej pracy zaczynam wierzyc w hmm... miłość.
    To opowiadanie dużo we mnie zmieniło, w sumie nie wiem czemu, ale jakoś inaczej patrzę na świat od kąd je przeczytałam.

    Za każdym razem gdy czytam o Lurze i Mike'u mam łzy w oczach, chyba nigdy nie przestanie mnie wzruszać.
    Może to przez to, że tak bardzo zbliżyłam sie do glównych bohaterów?
    Może dlatego, że wiem ile wsadziłaś w to serca?
    Może dlatego, że umiem czytać mięzy wierszami i widzę w nim więcej niż tylko fanfik o Michaelu Shinodzie z Linkin Park?
    Nie wiem czemu tak jest, ale jedno wiem na pewno - Wykonałaś kupę dobrej roboty.
    Dzięuję za wszystko
    Twoja Rossen <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Wreszcie ktoś opisał coś takiego tak, jak tego chciałam. Tu jest wiadome wszystko ale prawie nic nie jest powiedziane wprost. Kocham takie rzeczy. Nie opisujesz też zakochania w typie "o jeny, jaki on/ona ładny/a. Wreszcie. Czekałam, aż ktoś coś takiego napisze. Rzucasz zupełnie inne światło na zakochanie. Miałam podobną rzecz w planie, ale nie wiem czy to zrealizuję. Chociaż, jak nie zrealizuję, to nie skończę bloga więc wiesz.
    A zatem podsumuję ich uwielbiam to opowiadanie i mam nadzieję że szybko coś nowego wstawisz, życzę weny i pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń

Komentarz to największa motywacja dla autora, nawet ten niepochlebny. Za wszystkie bardzo szczerze dziękuję.