piątek, 2 stycznia 2015

Razem

Rok 2012

Była to jedna z tych nocy, w których nie ma nadziei na świt.

Antonie de Sanit – Exupery


- Mike, przyjadę dzisiaj do ciebie – powiedziała ciepłym głosem kobieta.
- Nie trzeba – odpowiedział zachrypnięty.
-Ty... ty piłeś! Będę za 15 minut – rozłączyła się.
Mężczyzna rzucił telefon obok siebie i zaciągnął papierosem. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Wcale nie było tak źle, chociaż bywało lepiej...
Poprawił koc, którym był przykryty. On tak bardzo mu ją przypominał... Pachniał perfumami, które dostała od niego na rocznicę ślubu. Palcami przeczesał swe czarne włosy. Nie były takie jak zawsze, nawet one straciły chęć do życia. Wziął do ręki butelkę i wypił jej zawartość, po czym cisnął nią w kąt. Cholera, jego gitara leżała tam połamana... Poczuł się samotny i coraz bardziej zagubiony. Po jego policzku popłynęła łza. Spadła ona, spadł też i on…

~*~

- Spike, jesteś tu? – Krzyknął rudowłosy mężczyzna, wchodząc do pewnego apartamentu w Beverly Hills. Zakaszlał. W całym domu unosił się siwy dym tytoniowy.
- Dave, zobacz jak to wygląda... – Mruknęła Laura.
Ustawiła zastępstwa w szkole i na złamanie karku popędziła do domu Mike’a, łapiąc po drodze Farrella. Bardzo martwiła się o rapera. Była pewna, że wszystkiego, czego potrzebuje w tym momencie jest ich wsparcie.
Weszli do salonu. Ich przyjaciel siedział na kanapie. Mokrymi oczyma patrzył tępo przed siebie, przyciskając pod brodę niebieski koc. Kobieta przytuliła go. Jej towarzysz otworzył okno, aby mogło się wywietrzyć i poszedł do kuchni. Wrócił z wielkim pojemnikiem i zaczął sprzątać cały ten bajzel. Skrzywił się podnosząc z dywanu zgniły kawałek pizzy, ale nic nie powiedział.
- Ona... - Zaczął Mike.
- Anna? - Zapytała Laura.
- Tak... Ona nie powinna umierać. Ani Otis – załkał, chowając głowę w ramieniu kobiety.
Basista wypuścił z ręki wazon, który roztłukł się na milion kawałeczków. W normalnych okolicznościach Shinoda zacząłby na niego wrzeszczeć, teraz natomiast nic go to nie obchodziło. David usiadł ciężko na fotelu.
-Ten skurwysyn wszystko ci odebrał... Wszystko - mówił wpatrzony tępo w podłogę, zaciskając pięści
- Dave, uspokój się. – Syknęła kobieta, spoglądając wymownie na Mike’a
- Nie, nie uspokoję się! Powinien ponieść karę za to, co zrobił.
- Jakbyś już zapomniał, to oczekuje w areszcie na proces.
- Z którego może wyjść z zawiasami… - odparował - Mike, zbieraj się, nie będziesz mieszkał w takim syfie. Przy okazji zahacz o łazienkę i zobacz, jak wyglądasz! – krytykował przyjaciela.
Ku jego zdziwieniu piosenkarz wstał i potykając się o własne nogi udał do sypialni. Laura patrzyła z żalem na niego, aż ten schował się za drzwiami.
- Mógłbyś być bardziej delikatny – powiedziała ostro.
- Zobacz, do czego doprowadziła nasza delikatność - odpowiedział rozkładając ręce.

~*~

- Dalej nie mogę w to uwierzyć... To stało się tak nagle...– Mruknęła kobieta
- Dopilnuje, by ten gnojek trafił na długie lata do więzienia – odgrażał się Dave.
- Przestań już. Nim niech zajmie się sąd. My musimy dbać o Mike’a, to dla niego okropny czas – przywołała do porządku basistę.
Przeszli przez jezdnię, mijając po drodze foto reporterów. Ignorowali ich zaczepki, nie udzielali wywiadów. Irytowało to Laurę, że te hieny szukały sensacji w takim nieszczęściu. Miała ochotę nawymyślać na nich, ale powstrzymał ją od tego rudzielec, w pewien sposób przyzwyczajony do tego
- Chciałem ci podziękować w imieniu swoim i chłopaków. – Zaczął Farrell, gdy znaleźli się w bezpiecznej odległości od fleszy aparatów. Popatrzyła na niego pytająco. – No wiesz, za to, że pomagasz w pewnym sensie nam, a przede wszystkim Mike’ owi.
- Ale tu nie ma za co dziękować. Czuję nawet pewien obowiązek, aby być blisko – Uśmiechnęła się blado.
- Czy ma to związek z pobytem na wyspie? – Zapytał delikatnie.
- W pewnym sensie – odpowiedziała wymijająco.
Przeszli parę metrów w milczeniu.
- Wiesz, najbardziej dziwi mnie to, że Mike bardziej otworzył się przed tobą niż przed nami. Zna cię przecież stosunkowo od niedawna….
- Ostatnio też się nad tym zastanawiałam. I jako po części psycholog, doszłam do wniosku, że łatwiej jest mu się wygadać przy kobiecie. Widziałeś kiedyś płaczącego i aż tak bardzo roztrzęsionego Mike’a?
- Szczerze? Nie…
- No widzisz. Może też chodzić o to, że przy was wstydziłby się.
- Znamy się od liceum!
- Ale on jest zbyt dumny, aby przyznać, że jest mu tak bardzo źle…

~*~

Obudziła ją wesoła melodia telefonu komórkowego. Kto mógł zakłócać jej spokój o trzeciej nad ranem? Sięgnęła ręką po przedmiot leżący na szafce nocnej. Jej oczy powoli przyzwyczajały się do światła. Po paru sekundach odczytał napis.
- Kto do diabła dzwoni o tej porze? – Zachrypiał jej mąż, przekręcając się na drugi bok i przykrywając głowę kołdrą.
- Chester – odparła, naciskając zieloną słuchawkę. – Halo?
- Lauro, przyjeżdżaj jak najszybciej – usłyszała roztrzęsiony głos mężczyzny
- Gdzie? Co się stało?
- Mike…- głos mu się załamał – Mike chce popełnić samobójstwo. – Zamarła. Telefon wyślizgnął jej się z dłoni i z głośnym hukiem uderzył o podłogę.
Jej mąż głośno zaklął.
Ona zdrętwiała.
Na niebie pojawiały się pierwsze promienie słoneczne.

~*~

Jej potargane włosy wiały na wietrze, gdy z bijącym sercem pokonywała kolejne stopnie. W pomiętej koszulce wbiegła na dach jednego z najwyższych budynków w Los Angeles. Kilka metrów dalej stali chłopcy z zespołu, bez małżonek. Widocznie uznali, że nie ma powodu ich martwić, a i tak ich obecność w niczym nie pomoże. Jedyną kobietą, na której zależało Mike’owi, była Laura.
 Przywitała się ze znajomymi, po czym jej uwagę przykuł mały punkcik stojący przy krawędzi. Jego czarne włosy także powiewały na wietrze, a jej serce ścisnęło się w piersi.
Podbiegła do niego.
- Mike! – Krzyknęła.
- Nie wołaj go, bo to tylko pogorszy sytuację. – Odezwał się Rob – próbowaliśmy z nim rozmawiać, ale to nie pomagało…
Kobieta zignorowała perkusistę.
- Michaelu! – Powtórzyła wołanie, będąc bliżej niego.
Usłyszał.
- Nie podchodź – powiedział płaczliwie, z desperacją w oczach – Nie podchodź do mnie, bo skoczę.
- Mikey… - jęknęła robiąc krok.
- Powiedziałem coś! – Powiedział twardo. Posłuchała.
Laura nigdy nie widziała rapera w takim stanie, u kresu wytrzymałości. Był pewien, że odebranie sobie życia to jedyna droga, aby dotknąć szczęścia. Spotkać się z rodziną.
- Nie rób tego…To nie musi wcale się tak kończyć…
- Może. Powiedz mi, co mnie tu nadal trzyma? – Odparł trzęsąc się na całym ciele.
- Ja i twoi przyjaciele, a także twoja rodzina.
- Poradzą sobie bezemnie.
- Zejdź z stamtąd – powiedziała delikatnie.
Wszystko się w niej trzęsło, lecz próbowała zachować zimną krew. Odgarnęła włosy z czoła. Zawsze tak robiła, gdy się denerwowała.
- Nie! – Zabrzmiał roszczeniowo. Jak nastolatek nie dostosowujący się do nakazu rodziców.
- Myślałeś o swoich fanach? Jaką traumę przez ciebie przeżyją?
- Kicham na nich.
- Nawet na mnie? Ja też nadal w pewien sposób jestem twoją fanką. Na twoich barkach jest za duże brzemię, abyś mógł po prostu ze sobą skończyć.
- Lauro…
Uderzyła w jego czuły punkt. Zrobiła krok do przodu.
- Nie podchodź – I znowu ta sama, stara śpiewka.
Dopiero teraz kobieta zauważyła, że Mike trzyma w ręku niedopalonego papierosa. Pierwszą jej myślą był wielki szok. Od kiedy to Shinoda palił? Ale potem uznała, że teraz nie ma to żadnego znaczenia. To nawet dobrze. W jej głowie zabłysł plan.
- Dasz zapalić? – Zapytała, niby od niechcenia. Serce waliło jej jak oszalałe.
- Przecież ty nie palisz!
- Ty też nie.
Westchnął.
- Nie mam więcej. Idź do Chazza. On ma zawsze pełne kieszenie fajek.
Laura zagryzła wargę. Nie takiego obrotu sprawy się spodziewała.
Podbiegła do Benningtona po papierosa.
- Każ mu stamtąd zejść! – Histeryzował.
- Staram się – mruknęła.
Na ugiętych nogach powróciła do Mike’a.
- I co? – Mężczyzna drżąc przycisnął papierosa do ust.
- Kurde! – Udawała roztargnienie. – Masz ogień?
Z ociąganiem wyjął zapalniczkę z kieszeni.
- Dam ci ją, ale nie rób niczego głupiego, bo mogę skoczyć.
- Dobrze… - zmusiła się do śmiechu. Tak, jakby to była zwykła przyjacielska pogawędka.
Niepewnie wyciągnął w jej stronie dłoń z przedmiotem. Laura odebrała go, muskając jego rękę tak samo, jak podczas ich pierwszego spotkania. Był to umyślny zabieg, powodujący, że zadrżał. Aby przywołać w nim te wszystkie wspomnienia i uczucia.Zabrała przedmiot i usiadła na krawędzi, spuszczając nogi w dół. Nigdy nie bała się wysokości, ale widok małych samochodów pędzących po jezdni, przerażał ją. Spojrzała na wyłaniające się z nad horyzontu słońce, które oświetlało zmęczoną twarz Mike’a. Opuchnięte od ciągłego płaczu oczy, potarganie nieznośnie włosy, dłuższa broda niż zazwyczaj. Miał na sobie chaotycznie zapiętą czerwoną koszulę w kratę. Jego ulubioną.
- Zimno – stwierdziła.
- No – przyznał jej rację.
- Dlaczego chcesz w ogóle to zrobić?
- Hm… Bo może jakiś skurwysyn odebrał mojej żonie i dziecku życie? – Jego wypowiedz zabrzmiała sarkastycznie, a oczy zaiskrzyły się łzami.
Głos Michaela rozniósł się echem po prawie wyludnionej przestrzeni. Tak mocny, tak zdesperowany, tak złamany.
- Wszystko się kiedyś ułoży, zobaczysz. Będziesz jeszcze szczęśliwy. – Spojrzała na niego. – Razem będziemy szczęśliwi.
Nawet nie wiedziała, dlaczego dodała to ostatnie zdanie.
- Razem? – Dopytał niedowierzając
- Razem – Brnęła w to dalej. Jeżeli to mogło pozostawić go przy życiu, musiała tego spróbować.
Mike zawsze miał szczególne miejsce w jej życiu, sercu. Kiedyś go podziwiała, następnie poznała go bliżej i się w nim zakochała, a potem była zmuszona o nim zapomnieć, ponieważ po powrocie z wyspy musiała wrócić do normalnego życia ze swoim mężem.
Do życia przed.
I w tym momencie jej ciałem wstrząsnęła fala płaczu. Łzy wypływały z jej oczu ciurkiem, jedna za drugą. Nie mogła tego powstrzymać. Wszystkie te kłębiące się w niej emocje znalazły ujście. I ta myśl, która odnalazła słowa. Nigdy nie pozwoli umrzeć Mike’owi. Gdyby on skoczył, ona poszłaby w jego ślady. Tak tylko się jej wydawało, że wyzbyła się tego uczucia. Nadał go kochała, ale nigdy nie będzie mogła z nim być. Do końca życia zmuszona jest wysłuchiwać narzekania i biadolenia swojego męża…
Zaciągnęła się łapczywie papierosem i gwałtownie wstała. Wierzchem dłoni otarła łzy, a wiatr wysuszył ich resztki.
- Mike? – Mężczyzna trząsł się trochę mniej niż przedtem. Wyrzucił niedopałek przed siebie. – Mike, chcesz skoczyć, prawda?
Niepewnie pokiwał głową.
- Zrobimy to razem, dobra? – Złapała go za dłoń i stanęła obok niego.
Członkowie zespołu patrzyli na całą scenę ze zbyt dużej odległości, aby mogli cokolwiek usłyszeć. Jednak po ich twarzach przebiegł cień przerażenia, gdy spostrzegli trzymającą się za ręce parę, stojącą kilka milimetrów przed krawędzią.
- Mike. Razem – powiedziała Laura i ścisnęła jego dłoń.
Mężczyzna spojrzał w dół, potem na przyjaciół, na Laurę i w końcu na pierwsze promienie słoneczne.
Westchnął. Zawahał się i cofnął o krok. Laura wykorzystała to i także się cofnęła, ale o dwa kroki. Gwałtownym szarpnięciem odwróciła go i przyciągnęła do siebie, tak, że z wielkim impetem uderzył o jej ciało. Popatrzył na nią zdezorientowany, ona przytuliła go tylko. Mike rozpłakał się i przywarł do niej ciaśniej. Drżał na całym ciele, a kobieta także będąca na skraju załamania nerwowego, gładziła go po plecach i włosach.
Twarze przyjaciół przybrały wyraz ulgi. Laura przekonała Michaela. Dokonała czegoś, co wydawało się być nie możliwe.
- Przepraszam – wyjąkał – przepraszam…Nie powinienem zwątpić.
- Już cichutko. Jesteś bezpieczny. – Odparła łagodnie, drapiąc go za uchem. – Zawsze będziesz dla mnie ważny. Dla mnie i chłopaków. Masz jeszcze, o kogo walczyć. Nie poddawaj się.
Panowie podbiegli do przyjaciela, klepiąc go po plecach, na znak, że są z nim. Chester podążał ostatni.
- Shinoda, ty debilu! – Zagrzmiał. – Ty skończony, pieprzony, dupku!
Mężczyzna odepchnął Laurę, załapał Michaela za ramię i nagle…
BAM!
Bennington z wielką siłą uderzył prawym sierpowym Shinodę w twarz. Laura jęknęła z przerażeniem, a poszkodowany zgiął się w pasie łapiąc za krwawiący nos, nic nie mówiąc. Przyjął to skruszony. Uznał, że należało mu się. Otarł krew wierzchem dłoni.
Chester dyszał ze zdenerwowania. Rob wyskoczył, aby tak samo przylać piosenkarzowi. W jego oczach paliły się ogniki furii. Był wkurzony na Chestera, że tak potraktował ich przyjaciela, który przed chwilą był o krok od śmierci. Brad z zimną krwią powstrzymał go, przekazując mu wzrokiem, aby stał i cierpliwie czekał.
Niespodziewanie Bennington objął czarnowłosego najmocniej jak tylko potrafił.
- Jesteś pierdolnięty – stwierdził, – Ale nie rób nam tego więcej.
Mike uśmiechnął się lekko. Przynajmniej miał pewność, że nadal żyje.
Laura przewróciła oczami. Nigdy nie zrozumie męskiej przyjaźni.
- Chodź, zabiorę cię do siebie – Zaproponował David.
Michael pokiwał głową. Było mu tak wstyd.
- Dziękuję. Dziękuję za wszystko – powiedział jedynie.

~*~

Parę minut później Laura wracała do domu taksówką. Siedziała na tylnim siedzeniu razem z Mike’m i Dave’m z przodu. Natomiast Chester, Brad, Joe i Rob jechali drugim żółtym pojazdem, który podążał od razu za nimi.
W aucie panowała grobowa cisza. Nikt nic nie mówił. Wszyscy byli za bardzo roztrzęsieni, w szczególności Michael.
Jones patrzyła tępo przez siebie. W głowie nadal bębniło jej jedno słowo. Miała już dosyć jego dźwięku.
Razem.
Byli tak blisko siebie, a jakże osobno…
Westchnęła.
Teraz nie będzie już gorzej. Przetrwają każdą burzę. Pomoże mu, tak samo jak chłopaki z zespołu.  Spojrzała na swoje dłonie. Nadal drżały. Przeniosła wzrok na Michaela, upewniając się, w jakim jest stanie.
Głowę miał opartą o szybę, oczy zamknięte. Jego pierś unosiła się miarowo i opadała – spał. Laura uśmiechnęła się delikatnie. Tak dawno nie wiedziała go takiego spokojnego… Wyciągnęła dłoń i pogładziła go po policzku, pod opuszkami palców czując jego szorstki zarost. Mike pod wpływem dotyku, uchylił na chwilę powieki. Uśmiechną się do niej, jakby z uczuciem, po czym znów zapadł w sen.



Psychodeliczność tego opowiadania polega na tym, że było ono pisane o trzeciej rano, a jak wiadomo różne rzeczy o tej porze przychodzą do głowy, szczególnie, gdy się wie, że jest poniedziałek i na pierwszej lekcji czeka na ciebie sprawdzian z matematyki, na który nic nie umiesz...
Piszcie co o tym tworze sądzicie. Anonimy też mogą!



5 komentarzy:

  1. Pięknie to piszesz ☻ Masz ładnego bloga, serdecznie pozdrawiam :) http://asiaa-asia01.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Farrell tak pięknie się zachował :')
    Reakcja Chestera taka naturalna i wybuchowa, w jego stylu. No zajebiscie.
    Nie wiem co napisać, bo jaram się nowym telefonem. Ale wiesz, ze locham Twojego bloga.
    Pozdrawiam, weny i czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nadal utrzymuję, że nie podoba mi się to, że opowiadanie nie jest pisane ciągiem tylko one-shotami i na Twoim miejscu robiłabym chociażby takie przeskoki w czasie jak u mnie ostatnio, lecz wiem, że Tobie się to nie podoba i zwyczajnie to szanuję, bo w końcu to Twój blog i Ty decydujesz, jak to jest rozłożone.
    Jednak to wszystko rekompensuje Twój talent, klimat tego opowiadania. To jest po prostu piękne! Jest tak realistycznie w tym rozdziale opisane, że cały czas wyobrażałam sobie to w głowie w postaci filmu. Chwyta za serce, nie powiem.
    Kurde. Zatkało mnie. Podoba mi się, bardzo mi się podoba, ale nie umiem sklecić sensownego zdania. Nie mogłam oderwać oczu od ekranu...
    Nie wiem, czy najlepszy jest moment, gdy Laura ciągnie Mike'a za sobą, czy ten, gdzie Chester uderza go w twarz, czy ten, gdy on zasypia w taksówce. To jest wszystko takie... Wow.
    No więc ten. Pozdrawiam i życzę weny.
    Rozklejona Ulix.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie potrafię napisać nic konstruktywnego. Jestem cała roztręsiona! *piszczy*
    Masz niesamowity talent - to wszystko, co opisałaś w tym rozdziale, jest tak realistyczne!
    Boże, ten moment z Chesterem *znów piszczy*
    To, jak Jones chciała skoczyć z nim! Nie mogę się uspokoić!
    Pisz częściej. Zdecydowanie częściej.
    Czuję, jak serce mi wali. Więcej takich scen!
    Pozdrawiam, weny / marcepan

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojaaa. Najbardziej podobał mi się moment, gdzie Chester daje Mike'owi w twarz. To było piękne. No ale serio. Ta scena, rozgrywana w tym One Shocie... Cholernie bliska.
    Jest to tak pięknie napisane. Sama nie wiem jak mogę to skomentować. Nie umiem.
    W każdym razie weny.
    Trzymaj się! :3
    Ach, za niedługo pojawi się u mnie nowy rozdział, kiedy dokładnie to nie wiem, ale zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń

Komentarz to największa motywacja dla autora, nawet ten niepochlebny. Za wszystkie bardzo szczerze dziękuję.