Rok 2012
Była to jedna z tych nocy, w których nie ma nadziei na świt.
Antonie de Sanit – Exupery
- Mike, przyjadę dzisiaj do ciebie – powiedziała ciepłym głosem kobieta.
- Nie trzeba – odpowiedział zachrypnięty.
-Ty... ty piłeś! Będę za 15 minut – rozłączyła się.
Mężczyzna rzucił telefon obok siebie i zaciągnął papierosem. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Wcale nie było tak źle, chociaż bywało lepiej...
Poprawił koc, którym był przykryty. On tak bardzo mu ją przypominał... Pachniał perfumami, które dostała od niego na rocznicę ślubu. Palcami przeczesał swe czarne włosy. Nie były takie jak zawsze, nawet one straciły chęć do życia. Wziął do ręki butelkę i wypił jej zawartość, po czym cisnął nią w kąt. Cholera, jego gitara leżała tam połamana... Poczuł się samotny i coraz bardziej zagubiony. Po jego policzku popłynęła łza. Spadła ona, spadł też i on…
~*~
- Spike, jesteś tu? – Krzyknął rudowłosy mężczyzna, wchodząc do pewnego apartamentu w Beverly Hills. Zakaszlał. W całym domu unosił się siwy dym tytoniowy.
- Dave, zobacz jak to wygląda... – Mruknęła Laura.
Ustawiła zastępstwa w szkole i na złamanie karku popędziła do domu Mike’a, łapiąc po drodze Farrella. Bardzo martwiła się o rapera. Była pewna, że wszystkiego, czego potrzebuje w tym momencie jest ich wsparcie.
Weszli do salonu. Ich przyjaciel siedział na kanapie. Mokrymi oczyma patrzył tępo przed siebie, przyciskając pod brodę niebieski koc. Kobieta przytuliła go. Jej towarzysz otworzył okno, aby mogło się wywietrzyć i poszedł do kuchni. Wrócił z wielkim pojemnikiem i zaczął sprzątać cały ten bajzel. Skrzywił się podnosząc z dywanu zgniły kawałek pizzy, ale nic nie powiedział.
- Ona... - Zaczął Mike.
- Anna? - Zapytała Laura.
- Tak... Ona nie powinna umierać. Ani Otis – załkał, chowając głowę w ramieniu kobiety.
Basista wypuścił z ręki wazon, który roztłukł się na milion kawałeczków. W normalnych okolicznościach Shinoda zacząłby na niego wrzeszczeć, teraz natomiast nic go to nie obchodziło. David usiadł ciężko na fotelu.
-Ten skurwysyn wszystko ci odebrał... Wszystko - mówił wpatrzony tępo w podłogę, zaciskając pięści
- Dave, uspokój się. – Syknęła kobieta, spoglądając wymownie na Mike’a
- Nie, nie uspokoję się! Powinien ponieść karę za to, co zrobił.
- Jakbyś już zapomniał, to oczekuje w areszcie na proces.
- Z którego może wyjść z zawiasami… - odparował - Mike, zbieraj się, nie będziesz mieszkał w takim syfie. Przy okazji zahacz o łazienkę i zobacz, jak wyglądasz! – krytykował przyjaciela.
Ku jego zdziwieniu piosenkarz wstał i potykając się o własne nogi udał do sypialni. Laura patrzyła z żalem na niego, aż ten schował się za drzwiami.
- Mógłbyś być bardziej delikatny – powiedziała ostro.
- Zobacz, do czego doprowadziła nasza delikatność - odpowiedział rozkładając ręce.
~*~
- Dalej nie mogę w to uwierzyć... To
stało się tak nagle...– Mruknęła kobieta
- Dopilnuje, by ten gnojek trafił na
długie lata do więzienia – odgrażał się Dave.
- Przestań już. Nim niech zajmie się
sąd. My musimy dbać o Mike’a, to dla niego okropny czas –
przywołała do porządku basistę.
Przeszli przez jezdnię, mijając po
drodze foto reporterów. Ignorowali ich zaczepki, nie udzielali
wywiadów. Irytowało to Laurę, że te hieny szukały sensacji w
takim nieszczęściu. Miała ochotę nawymyślać na nich, ale
powstrzymał ją od tego rudzielec, w pewien sposób przyzwyczajony
do tego
- Chciałem ci podziękować w imieniu
swoim i chłopaków. – Zaczął Farrell, gdy znaleźli się w
bezpiecznej odległości od fleszy aparatów. Popatrzyła na niego
pytająco. – No wiesz, za to, że pomagasz w pewnym sensie nam, a
przede wszystkim Mike’ owi.
- Ale tu nie ma za co dziękować.
Czuję nawet pewien obowiązek, aby być blisko – Uśmiechnęła
się blado.
- Czy ma to związek z pobytem na
wyspie? – Zapytał delikatnie.
- W pewnym sensie – odpowiedziała
wymijająco.
Przeszli parę metrów w milczeniu.
- Wiesz, najbardziej dziwi mnie to, że
Mike bardziej otworzył się przed tobą niż przed nami. Zna cię
przecież stosunkowo od niedawna….
- Ostatnio też się nad tym
zastanawiałam. I jako po części psycholog, doszłam do wniosku, że
łatwiej jest mu się wygadać przy kobiecie. Widziałeś kiedyś
płaczącego i aż tak bardzo roztrzęsionego Mike’a?
- Szczerze? Nie…
- No widzisz. Może też chodzić o
to, że przy was wstydziłby się.
- Znamy się od liceum!
- Ale on jest zbyt dumny, aby
przyznać, że jest mu tak bardzo źle…
~*~
Obudziła ją wesoła melodia telefonu
komórkowego. Kto mógł zakłócać jej spokój o trzeciej nad
ranem? Sięgnęła ręką po przedmiot leżący
na szafce nocnej. Jej oczy powoli przyzwyczajały się do światła.
Po paru sekundach odczytał napis.
- Kto do diabła dzwoni o tej porze? –
Zachrypiał jej mąż, przekręcając się na drugi bok i
przykrywając głowę kołdrą.
- Chester – odparła, naciskając
zieloną słuchawkę. – Halo?
- Lauro, przyjeżdżaj jak najszybciej
– usłyszała roztrzęsiony głos mężczyzny
- Gdzie? Co się stało?
- Mike…- głos mu się załamał –
Mike chce popełnić samobójstwo. – Zamarła. Telefon wyślizgnął
jej się z dłoni i z głośnym hukiem uderzył o podłogę.
Jej mąż głośno zaklął.
Ona zdrętwiała.
Na niebie pojawiały się pierwsze
promienie słoneczne.
~*~
Jej potargane włosy wiały na
wietrze, gdy z bijącym sercem pokonywała kolejne
stopnie. W pomiętej koszulce wbiegła na dach jednego z najwyższych
budynków w Los Angeles. Kilka metrów dalej stali chłopcy z
zespołu, bez małżonek. Widocznie uznali, że nie
ma powodu ich martwić, a i tak ich obecność w niczym nie pomoże.
Jedyną kobietą, na której zależało Mike’owi, była Laura.
Przywitała się ze znajomymi, po czym
jej uwagę przykuł mały punkcik stojący przy krawędzi. Jego
czarne włosy także powiewały na wietrze, a jej serce ścisnęło
się w piersi.
Podbiegła do niego.
- Mike! – Krzyknęła.
- Nie wołaj go, bo to tylko pogorszy
sytuację. – Odezwał się Rob – próbowaliśmy z nim rozmawiać,
ale to nie pomagało…
Kobieta zignorowała perkusistę.
- Michaelu! – Powtórzyła wołanie,
będąc bliżej niego.
Usłyszał.
- Nie podchodź – powiedział
płaczliwie, z desperacją w oczach – Nie podchodź do mnie, bo
skoczę.
- Mikey… - jęknęła robiąc krok.
- Powiedziałem coś! – Powiedział
twardo. Posłuchała.
Laura nigdy nie widziała rapera w
takim stanie, u kresu wytrzymałości. Był pewien, że odebranie
sobie życia to jedyna droga, aby dotknąć szczęścia. Spotkać się z rodziną.
- Nie rób tego…To nie musi wcale
się tak kończyć…
- Może. Powiedz mi, co mnie tu nadal
trzyma? – Odparł trzęsąc się na całym ciele.
- Ja i twoi przyjaciele, a także
twoja rodzina.
- Poradzą sobie bezemnie.
- Zejdź z stamtąd – powiedziała
delikatnie.
Wszystko się w niej trzęsło, lecz
próbowała zachować zimną krew. Odgarnęła włosy z czoła.
Zawsze tak robiła, gdy się denerwowała.
- Nie! – Zabrzmiał roszczeniowo.
Jak nastolatek nie dostosowujący się do nakazu rodziców.
- Myślałeś o swoich fanach? Jaką
traumę przez ciebie przeżyją?
- Kicham na nich.
- Nawet na mnie? Ja też nadal w
pewien sposób jestem twoją fanką. Na twoich barkach jest za duże
brzemię, abyś mógł po prostu ze sobą skończyć.
- Lauro…
Uderzyła w jego czuły punkt.
Zrobiła krok do przodu.
- Nie podchodź – I znowu ta sama,
stara śpiewka.
Dopiero teraz kobieta zauważyła, że
Mike trzyma w ręku niedopalonego papierosa. Pierwszą jej myślą
był wielki szok. Od kiedy to Shinoda palił? Ale potem uznała, że
teraz nie ma to żadnego znaczenia. To nawet dobrze. W jej głowie
zabłysł plan.
- Dasz zapalić? – Zapytała, niby
od niechcenia. Serce waliło jej jak oszalałe.
- Przecież ty nie palisz!
- Ty też nie.
Westchnął.
- Nie mam więcej. Idź do Chazza. On
ma zawsze pełne kieszenie fajek.
Laura zagryzła wargę. Nie takiego
obrotu sprawy się spodziewała.
Podbiegła do Benningtona po
papierosa.
- Każ mu stamtąd zejść! –
Histeryzował.
- Staram się – mruknęła.
Na ugiętych nogach powróciła do
Mike’a.
- I co? – Mężczyzna drżąc
przycisnął papierosa do ust.
- Kurde! – Udawała roztargnienie.
– Masz ogień?
Z ociąganiem wyjął zapalniczkę z
kieszeni.
- Dam ci ją, ale nie rób niczego
głupiego, bo mogę skoczyć.
- Dobrze… - zmusiła się do
śmiechu. Tak, jakby to była zwykła przyjacielska pogawędka.
Niepewnie wyciągnął w jej stronie
dłoń z przedmiotem. Laura odebrała go, muskając jego rękę tak
samo, jak podczas ich pierwszego spotkania. Był to umyślny zabieg,
powodujący, że zadrżał. Aby przywołać w nim te wszystkie
wspomnienia i uczucia.Zabrała przedmiot i usiadła na
krawędzi, spuszczając nogi w dół. Nigdy nie bała się wysokości,
ale widok małych samochodów pędzących po jezdni, przerażał ją.
Spojrzała na wyłaniające się z nad horyzontu słońce, które
oświetlało zmęczoną twarz Mike’a. Opuchnięte od ciągłego
płaczu oczy, potarganie nieznośnie włosy, dłuższa broda niż
zazwyczaj. Miał na sobie chaotycznie zapiętą czerwoną koszulę w
kratę. Jego ulubioną.
- Zimno – stwierdziła.
- No – przyznał jej rację.
- Dlaczego chcesz w ogóle to zrobić?
-
Hm… Bo może jakiś
skurwysyn odebrał mojej żonie i dziecku życie? – Jego wypowiedz
zabrzmiała sarkastycznie, a oczy zaiskrzyły się łzami.
Głos Michaela rozniósł się echem
po prawie wyludnionej przestrzeni. Tak mocny, tak zdesperowany, tak
złamany.
- Wszystko się kiedyś ułoży,
zobaczysz. Będziesz jeszcze szczęśliwy. – Spojrzała na niego. –
Razem będziemy szczęśliwi.
Nawet nie wiedziała, dlaczego dodała
to ostatnie zdanie.
- Razem? – Dopytał niedowierzając
- Razem – Brnęła w to dalej.
Jeżeli to mogło pozostawić go przy życiu, musiała tego
spróbować.
Mike zawsze miał szczególne miejsce
w jej życiu, sercu. Kiedyś go podziwiała, następnie poznała go
bliżej i się w nim zakochała, a potem była zmuszona o nim
zapomnieć, ponieważ po powrocie z wyspy musiała wrócić do
normalnego życia ze swoim mężem.
Do życia przed.
I w tym momencie jej ciałem
wstrząsnęła fala płaczu. Łzy wypływały z jej oczu ciurkiem,
jedna za drugą. Nie mogła tego powstrzymać. Wszystkie te kłębiące
się w niej emocje znalazły ujście. I ta myśl, która odnalazła
słowa. Nigdy nie pozwoli umrzeć Mike’owi. Gdyby on skoczył, ona
poszłaby w jego ślady. Tak tylko się jej wydawało, że wyzbyła
się tego uczucia. Nadał go kochała, ale nigdy nie będzie mogła z
nim być. Do końca życia zmuszona jest wysłuchiwać narzekania i
biadolenia swojego męża…
Zaciągnęła się łapczywie
papierosem i gwałtownie wstała. Wierzchem dłoni otarła łzy, a
wiatr wysuszył ich resztki.
- Mike? – Mężczyzna trząsł się
trochę mniej niż przedtem. Wyrzucił niedopałek przed siebie. –
Mike, chcesz skoczyć, prawda?
Niepewnie pokiwał głową.
- Zrobimy to razem, dobra? – Złapała
go za dłoń i stanęła obok niego.
Członkowie zespołu patrzyli na całą
scenę ze zbyt dużej odległości, aby mogli cokolwiek usłyszeć.
Jednak po ich twarzach przebiegł cień przerażenia, gdy spostrzegli
trzymającą się za ręce parę, stojącą kilka milimetrów przed
krawędzią.
- Mike. Razem – powiedziała Laura i
ścisnęła jego dłoń.
Mężczyzna spojrzał w dół, potem
na przyjaciół, na Laurę i w końcu na pierwsze promienie
słoneczne.
Westchnął. Zawahał się i cofnął
o krok. Laura wykorzystała to i także się cofnęła, ale o dwa
kroki. Gwałtownym szarpnięciem odwróciła go i przyciągnęła do
siebie, tak, że z wielkim impetem uderzył o jej ciało. Popatrzył
na nią zdezorientowany, ona przytuliła go tylko. Mike rozpłakał
się i przywarł do niej ciaśniej. Drżał na całym ciele, a
kobieta także będąca na skraju załamania nerwowego, gładziła go
po plecach i włosach.
Twarze przyjaciół przybrały wyraz
ulgi. Laura przekonała Michaela. Dokonała czegoś, co wydawało się
być nie możliwe.
- Przepraszam – wyjąkał –
przepraszam…Nie powinienem zwątpić.
- Już cichutko. Jesteś bezpieczny. –
Odparła łagodnie, drapiąc go za uchem. – Zawsze będziesz dla
mnie ważny. Dla mnie i chłopaków. Masz jeszcze, o kogo walczyć.
Nie poddawaj się.
Panowie podbiegli do przyjaciela,
klepiąc go po plecach, na znak, że są z nim. Chester podążał
ostatni.
- Shinoda, ty debilu! – Zagrzmiał.
– Ty skończony, pieprzony, dupku!
Mężczyzna odepchnął Laurę,
załapał Michaela za ramię i nagle…
BAM!
Bennington z wielką siłą uderzył
prawym sierpowym Shinodę w twarz. Laura jęknęła z przerażeniem,
a poszkodowany zgiął się w pasie łapiąc za krwawiący nos, nic
nie mówiąc. Przyjął to skruszony. Uznał, że należało mu się.
Otarł krew wierzchem dłoni.
Chester dyszał ze zdenerwowania. Rob
wyskoczył, aby tak samo przylać piosenkarzowi. W jego oczach paliły
się ogniki furii. Był wkurzony na Chestera, że tak potraktował
ich przyjaciela, który przed chwilą był o krok od śmierci. Brad z
zimną krwią powstrzymał go, przekazując mu wzrokiem, aby stał i
cierpliwie czekał.
Niespodziewanie Bennington objął
czarnowłosego najmocniej jak tylko potrafił.
- Jesteś pierdolnięty –
stwierdził, – Ale nie rób nam tego więcej.
Mike uśmiechnął się lekko.
Przynajmniej miał pewność, że nadal żyje.
Laura przewróciła oczami. Nigdy nie
zrozumie męskiej przyjaźni.
- Chodź, zabiorę cię do siebie –
Zaproponował David.
Michael pokiwał głową. Było mu tak
wstyd.
- Dziękuję. Dziękuję za wszystko –
powiedział jedynie.
~*~
Parę minut później Laura wracała
do domu taksówką. Siedziała na tylnim siedzeniu razem z Mike’m i
Dave’m z przodu. Natomiast Chester, Brad, Joe i Rob jechali drugim
żółtym pojazdem, który podążał od razu za nimi.
W aucie panowała grobowa cisza. Nikt
nic nie mówił. Wszyscy byli za bardzo roztrzęsieni, w
szczególności Michael.
Jones patrzyła tępo przez siebie. W
głowie nadal bębniło jej jedno słowo. Miała już dosyć jego
dźwięku.
Razem.
Byli tak blisko siebie, a jakże
osobno…
Westchnęła.
Teraz nie będzie już gorzej.
Przetrwają każdą burzę. Pomoże mu, tak samo jak chłopaki z
zespołu. Spojrzała na swoje dłonie. Nadal
drżały. Przeniosła wzrok na Michaela, upewniając się, w jakim
jest stanie.
Głowę miał opartą o szybę, oczy
zamknięte. Jego pierś unosiła się miarowo i opadała – spał.
Laura uśmiechnęła się delikatnie. Tak dawno nie wiedziała go
takiego spokojnego… Wyciągnęła dłoń i pogładziła go po
policzku, pod opuszkami palców czując jego szorstki zarost. Mike
pod wpływem dotyku, uchylił na chwilę powieki. Uśmiechną się do
niej, jakby z uczuciem, po czym znów zapadł w sen.
Psychodeliczność tego opowiadania polega na tym, że było ono pisane o trzeciej rano, a jak wiadomo różne rzeczy o tej porze przychodzą do głowy, szczególnie, gdy się wie, że jest poniedziałek i na pierwszej lekcji czeka na ciebie sprawdzian z matematyki, na który nic nie umiesz...
Piszcie co o tym tworze sądzicie. Anonimy też mogą!
Pięknie to piszesz ☻ Masz ładnego bloga, serdecznie pozdrawiam :) http://asiaa-asia01.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńFarrell tak pięknie się zachował :')
OdpowiedzUsuńReakcja Chestera taka naturalna i wybuchowa, w jego stylu. No zajebiscie.
Nie wiem co napisać, bo jaram się nowym telefonem. Ale wiesz, ze locham Twojego bloga.
Pozdrawiam, weny i czekam na więcej.
Nadal utrzymuję, że nie podoba mi się to, że opowiadanie nie jest pisane ciągiem tylko one-shotami i na Twoim miejscu robiłabym chociażby takie przeskoki w czasie jak u mnie ostatnio, lecz wiem, że Tobie się to nie podoba i zwyczajnie to szanuję, bo w końcu to Twój blog i Ty decydujesz, jak to jest rozłożone.
OdpowiedzUsuńJednak to wszystko rekompensuje Twój talent, klimat tego opowiadania. To jest po prostu piękne! Jest tak realistycznie w tym rozdziale opisane, że cały czas wyobrażałam sobie to w głowie w postaci filmu. Chwyta za serce, nie powiem.
Kurde. Zatkało mnie. Podoba mi się, bardzo mi się podoba, ale nie umiem sklecić sensownego zdania. Nie mogłam oderwać oczu od ekranu...
Nie wiem, czy najlepszy jest moment, gdy Laura ciągnie Mike'a za sobą, czy ten, gdzie Chester uderza go w twarz, czy ten, gdy on zasypia w taksówce. To jest wszystko takie... Wow.
No więc ten. Pozdrawiam i życzę weny.
Rozklejona Ulix.
Nie potrafię napisać nic konstruktywnego. Jestem cała roztręsiona! *piszczy*
OdpowiedzUsuńMasz niesamowity talent - to wszystko, co opisałaś w tym rozdziale, jest tak realistyczne!
Boże, ten moment z Chesterem *znów piszczy*
To, jak Jones chciała skoczyć z nim! Nie mogę się uspokoić!
Pisz częściej. Zdecydowanie częściej.
Czuję, jak serce mi wali. Więcej takich scen!
Pozdrawiam, weny / marcepan
Ojaaa. Najbardziej podobał mi się moment, gdzie Chester daje Mike'owi w twarz. To było piękne. No ale serio. Ta scena, rozgrywana w tym One Shocie... Cholernie bliska.
OdpowiedzUsuńJest to tak pięknie napisane. Sama nie wiem jak mogę to skomentować. Nie umiem.
W każdym razie weny.
Trzymaj się! :3
Ach, za niedługo pojawi się u mnie nowy rozdział, kiedy dokładnie to nie wiem, ale zapraszam :)