Rok
2011
To właśnie czas, kiedy próbuję
wmówić sercu, że On pozostał jedynie napisaną bajką, która
nigdy się nie spełniła. Lecz zbyt bardzo ukochałam Jego oczy,
spojrzenie, anielski głos, może w środku zbyt bardzo…
Autor nieznany
I wtedy, siedząc na zimnej posadzce,
z podkurczonymi nogami, wsłuchując się w szum padającego deszczu,
poczułam to.
Samotność.
W moim sercu od dłuższego czasu
powstawała wielka, bezdenna dziura, która wiała nicością. Teraz
już wiem, skąd się wzięła.
Miałam ochotę krzyczeć, tupać
nogami, robić hałas. Ale i tak wiedziałam, że nikt by tego nie
usłyszał. Zagryzłam wargi, dość już tego wszystkiego. Jednak
jedna, mała zabłąkana łza ześlizgnęła się po moim policzku i
skapnęła na kolano.
Chciałam umrzeć.
Gdybym jeszcze raz mogła spotkać
Michaela... Tyle dni, tyle miesięcy, tyle mężczyzn napotkanych na
drodze, a jego jakoś nie widać. Mojej jedynej miłości, mojego
jedynego szczęścia.
Gdyby jeszcze raz było mi dane go
spotkać, mogłabym wszystko zmienić. Życie znowu nabrałoby
kolorów. Byłoby wszystko dobrze.
Uciekłam od prawdziwej miłości i
ożeniłam się z czymś, co do tej pory w y d a j e mi się
miłością. Czuję się taka bezwartościowa, w rozsypce. Mam już
trzydzieści lat na karku i niczego do tej pory nie dokonałam.
Zawsze chciałam zmienić świat. W obliczu mojej obecnej sytuacji
wydaje się to tylko dziecinnym marzeniem.
Dlaczego zawsze, gdy było ze mną
źle, myślałam o NIM? Powinnam zrozumieć, że to, co wydarzyło
się na wyspie było tylko przelotną znajomością. Co prawda
piszemy do siebie e-maile, prawie codziennie, ale to nie to samo.
Może przyszedł już odpowiedni
moment, abym wreszcie wydoroślała?
Parę miesięcy później, moje serce
nadal nie potrafiło się zasklepić, a mój mąż wcale nie pomagał.
Nie był złym człowiekiem. Po prostu pogubił się w którymś
momencie. To dobry chłopak. Ostatnio życie daje mu w kość,
dlatego to tak wygląda i przybiera barwę moich sińców. Wszystko
się ułoży.
Bo się ułoży, prawda?
Anthony dostał zaproszenie na ślub
swojej siostry. Musieliśmy się tam zjawić, choć ja nie miałam na
to ochoty. Ostatnio całe moje życie widziałam w szarych barwach.
Ale, no cóż. Nie ja o tym decyduję.
Pojechaliśmy aż do Carson City w stanie Nevada. Spóźniliśmy się
na całą ceremonię ślubną przez ulewne deszcze. Oczywiście, to
wszystko była moja wina…
Wesele odbywało się w małym zamku z
wieżyczkami. Za posiadłością rozciągały się piękne ogrody.
Widok imponujący. Już z daleka było słychać wesoły gwar i
muzykę.
- O, Anthony i Lauro!– Przywitał nas pan
młody z uśmiechem – Jak miło was widzieć!
Przykleiłam na twarz uśmiech. Teraz
musiałam stać się taka jak zawsze, stwarzać pozory. Mój mąż
złapał mnie za dłoń, niby w geście czułości. Ale obydwoje
dobrze wiedzieliśmy, że to tylko gra. Siłą powstrzymałam się
przed wyrwaniem mu.
- Witaj Mark – powiedziałam z
uśmiechem i pocałowałam go w policzek.
Złożyliśmy życzenia państwu
młodym i przeszliśmy stronę stolików, które uginały się pod
ciężarem wszelkich potraw. Wszyscy goście zajęli już swoje
miejsca. Po drodze przywitałam się ze znajomymi.
I nagle serce zabiło mi mocnej,
poczułam jak w mój żołądek dziwnie skurcza się i rozkurcza. Czy
na pewno widziałam tam j e g o? Czy to tylko wytwór mojej
wyobraźni, coś na wzór fatamorgany? Mrugnęłam. Nie, nadal
siedział przy okrągłym stoliku, śmiejąc się i trzymając żonę
za rękę.
W moich oczach zabłysła tęsknota.
Byłam tego pewna. Też chciałam być taka szczęśliwa jak on. Może
kiedyś i mi się poszczęści?
Ale na razie nie zanosiło się na
to.
Odwróciłam się i zauważyłam, że
mój mąż poszedł dalej, a ja stałam i patrzyłam na mężczyznę,
który tak bardzo przypominał mi mojego…hmm…przyjaciela? Bo
chyba tak to można nazwać. Gdy dostani raz go widziałam miał
dłuższe włosy. Teraz natomiast miałam wrażenie, że grzywka kompletnie
nachodzi mu na oczy. Nie byłam pewna, czy to on, ale podświadomie
wiedziałam, że jednak tak.
Nagle odchylił się na krześle i
spojrzał w prawo – wprost na mnie. Odwróciłam głowę. Nie
chciałam, żeby pomyślał, że przypatruję mu się. Ale wewnętrzną
potrzebą spojrzałam na niego. Musiałam przekonać się, czy to na
pewno o n. Złapał moje spojrzenie i zauważyłam dziwny błysk w
jego ciepłych, brązowych oczach, po czym uśmiechnął się szeroko.
Tak, jak do starej, dobrej
przyjaciółki.
Wstał, powiedział do znajomych coś
na wzór: „przepraszam, zaraz wracam” – stałam w zbyt dużej
odległości, aby cokolwiek usłyszeć – i podszedł do mnie.
- Mike? – Wychrypiałam. Moje gardło
napuchło od emocji.
- Cześć – Powiedział wesoło.
Nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu.
Przytulił mnie mocno.
- Co tu robisz? – Zapytał
- Siostra mojego męża się żeni. A
ty?
- Kuzyn mojej żony.
- Jaki ten świat mały.
Zaśmieliśmy się. Boże, jak ja tak
dawno tego nie robiłam…
- Chcesz się przejść? –
Zaproponował nagle. Ten pomysł wpadł mu do głowy spontanicznie,
po prostu chciał uwolnić się od tego hałasu i pogadać ze mną.
Pokiwałam ochoczo głową.
Nie zastanawiałam się nad
konsekwencjami. Teraz, nie miało to znaczenia.
Ruszyliśmy do wyjścia. Przeszliśmy
przez kamienny korytarz, wychodząc z zamku. Nasze uszy otuliła
przyjemna cisza, zakłócana tylko przez grę świerszczy. Ciemne
niebo lśniło gwiazdami, a chłodny wiatr owiewał nasze ciała.
- Nie jest ci zimno? – Zapytał po
chwili Mike, patrząc na moje nagie ramiona.
- Wytrzymam… - zapewniłam, jednak
otuliłam się rękami w celu ogrzania
Usłyszałam szelest ściąganej
marynarki. Poczułam woń wody kolońskiej Old Spice, zmieszaną być
może z ulotnym męskim zapachem. Ogarnęła mnie nagła tęsknota,
lecz natychmiast odepchnęłam ją od siebie. Nie wolno mi było
ulegać takim samolubnym pragnieniom.
- Dziękuję – powiedziałam cicho.
Po moim ciele rozlała się fala ciepła, gdy zarzucił mi marynarkę
na ramiona.
Usiedliśmy na małej, drewnianej
ławeczce w ogrodzie.
I w tym momencie zachciało mi się
płakać. Wiedziałam, że gdy wrócę do Anthony’ego, będzie na
mnie zły za długą nieobecność. Z kolei było mi tu tak dobrze,
nie czułam tej pustki. I marzenie, które pokrzepiało mnie,
spełniło się. Tylko na chwilę.
Położyłam głową na jego ramieniu.
A on mnie lekko objął. Jakby
niepewnie.
Mike coś mówił, opowiadał o swoim
życiu po powrocie z wyspy. Nie słuchałam go. Nie chodziło o to,
że mnie to nie interesowało, wręcz przeciwnie, byłam bardzo
ciekawa, ale po prostu jego obecność była wszystkim, co mi
wystarczało.
- Dobra, koniec o mnie. Teraz ty –
zakończył swoją opowieść.
Był w tak świetnym humorze, że aż
żal mi było go dołować. Nie zasługiwał na to.
- U mnie wszystko dobrze –
skłamałam.
- Na pewno?
Wmurowało mnie. Jako jedyny potrafił
mnie przejrzeć. Nie dał się zbyć.
- Tak. - wymusiłam, aby kąciki moich
ust podniosły się do góry, żeby pozornie go uspokoić. –
Niedługo jadę na jakieś szkolenie.
Czułam jego spojrzenie na sobie. Na
pewno mi nie uwierzył. Nigdy nie byłam zbytnio przekonująca. Jego
ciepły oddech owiewał mi twarz. Bezmyślnie odwróciłam głowę i…
i nie chcący musnęłam jego wargi swoimi. Poczułam jak prąd
przechodzi przez moje ciało.
- Przepraszam – mruknęłam –
Chyba powinniśmy już wracać…
Wstałam gwałtownie. Mike poszedł w
moje ślady. Przeczuwał, że jest ze mną naprawdę źle. Czasami
potrafiliśmy porozumieć się bez słów.
Objął mnie ramieniem i przygarnął
do siebie. Przytuliłam policzek do jego piersi. Był to zwykły
przyjacielski gest. Nic nie mówiliśmy. Nie było to potrzebne.
To dało mi siłę.
Pewnego dnia ktoś przytuli Cię tak mocno, że wszystkie twoje rozbite kawałki znów złożą się w jedną całość.
~*~
- Kto to był? – Anna wwiercała we
mnie brązowe spojrzenie.
- Laura – opowiedziałem, siadając
na krześle. – Opowiadałem Ci o niej. Poznaliśmy się na wyspie.
Poczułem, jak kryształki zimnego
potu przebiegają po moich plecach.
- Gdzie masz marynarkę?
- Co….? – Spojrzałem po sobie –
Marynarka… - wypuściłem głośno powietrze z płuc – dałem ją
Laurze.
Pod stołem chciałem chwycić dłoń
mojej żony, ale wyrwała mi się. Popatrzyła na mnie smutnym
wzrokiem i zajęła się jedzeniem złocistego kurczaka.
Przez całą resztę wesela wyczuwałem
między nami chłodny dystans. Anna zbytnio nie zaszczycała mnie
wzrokiem, a kiedy wreszcie to robiła, było to spojrzenie pełne
smutku i rozpaczy. Na parkiecie tańczyła z innymi mężczyznami, co
powiem szczerze, przyprawiało mnie o nie miłe ukłucie zazdrości.
Ze mną zatańczyła tylko raz, tak z reguły, ale od razu
dostrzegłem, że nie sprawiło jej to zbytniej przyjemności.
Całe wesele przesiedziałem przy
stoliku. Nie miałem ochoty na zabawę. Zastanawiałem się, co mogło
aż tak bardzo zdenerwować Annę. Nigdy nie była aż tak
chorobliwie o mnie zazdrosna. Może się domyślała? Może już
wiedziała o… Potrząsnąłem głową. Niby skąd? Ale muszę jej
wreszcie o tym powiedzieć, bo wyrzuty sumienia wypalą mnie od
środka.
Laura była tylko moją przyjaciółką.
Nic innego nas nie łączyło. To, co wydarzyło się na wyspie
podczas burzy było tylko zwykłym epizodem, dziecięcym wybrykiem.
Ona już pewnie o tym zapomniała. Ale ja jakoś nie mogłem…
Po prostu nie potrafiłem zapomnieć o
zapachu jej ciała i cieniu uczucia, które dostrzegłem dziś w jej
niebiesko – szarych oczach. A gdy musnęła moje wargi…
Nie! Do niczego dobrego to nie
doprowadzi. Muszę zepchnąć to na szare krańce mojej pamięci. Mam
żonę, syna. To oni są najważniejsi…
Do domu wracaliśmy nadal w ponurych
nastrojach. Gdy zaparkowałem pod domem, odetchnąłem z ulgą.
Położę się spać, a jurto porozmawiam na spokojnie z Anną.
Moja żona zadzwoniła do drzwi
frontowych. Zostawiliśmy syna pod opieką elokwentnej niańki.
W progu stanęła lekko pulchna
blondynka.
- Witam państwa. – Uśmiechnęła
się szeroko – Otis już dawno śpi. – Wpuściła nas do środka.
– Mają państwo jeszcze jakieś plany na dzisiaj? Czy
mogę…
- Tak, Lucy, możesz już wracać do
domu – przerwała jej Anna – zaczekaj chwilę, dam ci pieniądze
na taksówkę.
- Ależ nie trzeba.
- Nalegam.
Niania uśmiechnęła się. Odebrała
pieniądze i wyszła życząc nam dobrej nocy.
Ta…na pewno będzie dobra…
- To ja już idę spać –
powiedziałem szybko i pomknąłem po schodach na górę.
- Zaczekaj – usłyszałem cichy głos
Anny. – Musimy porozmawiać.
Niepewnie cofnąłem się na dół.
Moja żona ściągnęła czerwone
szpilki i rzuciła je niedbale pod ścianę, a potem przeszła do
kuchni i usiadła ciężko przy kuchennym stole.
- Chcę, abyś mi o wszystkim
opowiedział.
- O czym? – Zapytałem. Ale chyba
już powoli się domyślałem.
- O tobie i Laurze.
- A! – Udałem zaskoczenie i oparłem
się niedbale o blat szafki kuchennej. – Nic specjalnego. Jesteśmy
tylko przyjaciółmi.
- Czyżby? Widziałam jak na nią
patrzysz.
Poczułem jak po moim ciele przepływa
zimny dreszcz.
Podszedłem do niej, aby ją objąć.
Ale odepchnęła mnie. Popatrzyła na mnie zranionym spojrzeniem.
- Powiedź to, po prostu to powiedź.
– Szepnęła.
Wziąłem głęboki oddech. To właśnie
teraz przyszedł ten odpowiedni moment.
- Poznaliśmy się na wyspie, co już
wiesz. Jest…była moją fanką. Polubiliśmy się i chyba…chyba
się we mnie zakochała. – Anna oddychała ciężko, wzrok miała
utkwiony w podłodze. Kucnąłem przy niej. – Wtedy, gdy nad
Oceanem Spokojnym rozhulała się burza…tak to się wszystko
potoczyło… - wziąłem głęboki oddech. – Pocałowałem ją. To
wszystko.
Wreszcie powiedziałem to, co tak
długi czas ciążyło mi na sercu. Ale wcale nie poczułem się z
tym lżej. Spojrzałem na Annę. Nadal patrzyła w podłogę, ale tym
razem zamglonym spojrzeniem.
- Przepraszam… - szepnąłem.
Odwróciła twarz. Byłem pewny, że
zrobiła to tylko po to, abym nie widział przypływu łez w jej
oczach.
Nagle usłyszeliśmy tupot małych,
dziecięcych stóp. Do kuchni wbiegł zapłakany, na oko sześcioletni
chłopiec, w niebieskiej piżamce i z pluszowym misiem pod pachą.
Wstałem gwałtownie, z myślą
wzięcia go na ręce, ale Anna mnie uprzedziła, wycierając ręką
łzy z policzków.
- Co się stało? – Zapytała
łagodnie, głaszcząc Otisa po czarnych, poczochranych włoskach. –
Miałeś zły sen?
Chłopczyk pokiwał głową, wtulając
się w matkę.
- Spokojnie – powiedziałem,
podchodząc do nich. Anna posłała mi zabójcze spojrzenie.
- Dzisiaj śpisz w pokoju gościnnym…
- zawyrokowała na pozór zimnym tonem. Ale ja i tak widziałem, jak
to wszystko się w niej gotowało. – Albo gdziekolwiek. Gdzie
chcesz. Na pewno nie w naszej sypialni.
Pokiwałem skrzętnie głową.
Czy tak właśnie wyglądał początek
rozpadu naszego małżeństwa?
Wow. To chyba moj ulubiony rozdzial.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ale jest na telefonie i nie oplaca mi sie wlaczac autokorekty, wiec jest bez polskich znakow.
Ym.. fajnie, ze napisalas to z pierwszej osoby. Wole taka narracje ode trzecioosobowej. Tak szczerze...
Nie wiem co jeszcze pisac. Wiesz mniej wiecej jak u mnie jest z wena no i... tyle. Lece pisac na BIO.
Pozdrawiam, weny i czekam na wiecej ♡
Rozdział bardzo mi się spodobał, chociaż chyba wolę narrację trzecioosobową. W momencie, kiedy razem z Mike'iem siedzieli na ławce, oh god, tak cudownie to opisałaś. Miałam łzy w oczach! Czekam na następny, pozdrawiam i weny / nevermind
OdpowiedzUsuńWreszcie mam czas aby dodać komentarz!
OdpowiedzUsuńUwielbiam to opowiadanie i rozdział mi się podoba, ale nie jest moim ulubionym. Po prostu nie trafiłaś w mój gust, zazwyczaj opowiadanie o rozpadach małżeństwa zwyczajnie mnie nudzi. Ale znów masz u mnie wielki plus za to, że opisałaś to jak inni; większość ludzi pisze o kłótniach niczym w "Trudnych Sprawach" czy "Dlaczego ja?", a to denerwuje mnie to tego stopnia, że bardzo zniechęca mnie do czytania opowiadania. Dlatego cieszę się, że na tym blogu przechodzi to bardziej... "normalnie", bardziej zbliżenie do realnych, zwykłych ludzi. Nie "przedobrzyłaś" i to mi się podoba.
A i co do narracji... Oliwia woli pierwszoosobową, a ja zdecydowanie trzecioosobową, ale ja tylko to mówię, żeby nie było, że się wtrącam. Pisz jak chcesz.
No więc weny życzę. :)
Witam.
OdpowiedzUsuńDziękuje ze zaczęłaś komentować moje opowiadanie i będę informować Cię o kolejnym.
Ale, wracając do twojego opowiadania. Dziewczyno tak mnie zafascynowało że przeczytałam cale i nie zdążyłam napisać komentarza pod każdym. Ale nadrobię to tutaj.
Uwielbiam Mike'a i wszelkie opowiadania związane z nim, Trochę nie po kolei według mnie, ale to moja opinia.
Wzruszyłaś mnie gdy opisywalaś śmierć Mike'a, Laury oraz gdy Mike mógł się pozbierać po śmierci Anny i Otis'a, a ja należę do osób które nie tak łatwo się wzruszają.
Laura od zwykłej fanki do żony Shinody. Nieźle. Chester miał racje gdy mówił że Anna chciałaby aby był szczęśliwy. Gdy chciał się zabić, genialne. Wszystko było super Laura i jej skończony nie napisze co dalej miałam namyśl, sama się domyślisz. Pisz więcej takich opowiadań tylko aby wszystko się działo po kolei. Czekam z niecierpliwością na kolejny.
Wiem pisze dość krótkie komentarze, ale ja już tak mam. Nie potrafię pisać długich komentarzy.
Czekam z nieciepliwością na kolejny.
Już nie mogę się doczekać.
Życze weny i pozdrawiam
Autorka
KiaraLP
świetna opowieść, bardzo się zżyłam z wszystkim co napisałaś. Może to przez doświadczenie, bo czytając miałam wrażenie jakbym czasami słuchałam siebie samej. Wspaniały rozdział. Trafiłam tu po raz pierwszy, ale nie ostatni. Wygląd bloga masz nietypowy. Rzadko się z takim spotykałam co jest bardzo na plus. Życze wytrwałości w dalszym blogowaniu :)
OdpowiedzUsuńhttp://odrobina-ciepla.blogspot.com/
hej ! Bardzo mi się podoba twój pomysł na bloga i tak odważny styl pisania. Piszesz takiego typu opowiadanie jakie kocham.
OdpowiedzUsuńpozdrowionka
I proszę cię o powiadomienie mnie na moim blogu jak dodasz next. Oczywiście jeśli to nie klopot.
nieelitarnaszkola.blogspot.com
Cześć, zajrzałam tu do Ciebie po raz pierwszy od dawna i coś Ci naskrobię, żeby nie zostawiać po sobie nieładnej pustki, chociaż miałam zupełnie inne plany.
OdpowiedzUsuńNo dobrze. Najpierw przyznam Ci się do tego, że nie do końca rozumiem to, co teraz piszesz. Pamiętam, że kiedy kończyłaś "właściwą" część tej historii, oznajmiłaś, że na tymże blogu będą pojawiać się teksty niepowiązane ze sobą jakoś szczególnie, ale jednak dotyczące historii Mike'a i Laury. Czy to coś w stylu.. midquela? Może prequela?
Jeśli tak, to mniej więcej rozumiem.
Okej.
Przejdę do całej tej treści, którą mi zaserwowałaś.
Bardzo spodobał mi się cytat, to literackie preludium, motto, nie wiem, jak to nazwać. Szczerze mówiąc, myślałam, że to ty jesteś autorką tejże sentencji (klikając w link do rozdziału, widziałam tylko ten fragment "To właśnie czas, kiedy próbuję wmówić sercu, że On pozostał jedynie napisaną bajką, która nigdy się nie spełniła.")
Ach. Fajne są takie cytaty przed tekstami, bardzo je lubię, jeśli są jakoś trafnie dobrane.
Podobał mi się początek. Opis przeżyć Laury. Naprawdę dobry, chociaż kiedy tak wyraźnie przedstawiłaś jej rozpacz, radość z ujrzenia Mike'a wypadła nienaturalnie blado.
No wiesz, kiedy umierasz, bo nie widzisz ukochanego, a potem jednak się spotykacie, to musisz czuć coś cudownego, coś obłędnego. Tutaj trochę mi tego zabrakło, jest taki maleńki minus.
Napiszę przy okazji, że już zeszłam na ten temat, że strasznie wyprowadziło mnie z nastroju oczekiwania i napięcia wyrażenie "złocisty kurczak". Nie wiem dlaczego. Po prostu wybuchnęłam ogromnym śmiechem. I jeszcze zdziwił mnie mocno ten "na oko sześcioletni chłopiec", bo niby wszystko okej, ale kurczę, Mike chyba nie jest aż tak złym ojcem, aby oceniać wiek swojego dziecka "na oko"? D:
(właśnie zawołano mnie na kolację i muszę niezwłocznie się oddalić, przepraszam, dokończę ten komentarz może jeszcze dziś ;___;)
-Bennoda