sobota, 13 grudnia 2014

Przez sny

Rok 2013

Są chwile, by działać, i takie, kiedy należy pogodzić się z tym, co przynosi los.


Paulo Coelho

Podbiegł do jej łóżka i padł na kolana, a w ręce ujął jej twarz.
- Laura...? – Wyjąkał. Był za bardzo zszokowany jej wyglądem. Jego oczy zaszkliły się i poczuł dziwny uścisk w żołądku. Tak samo wyglądała Anna w dniu swej śmierci. – Słyszysz mnie? Błagam, odezwij się! – Powiedział na tyle głośno, na ile pozwalało mu ściśnięte gardło. Po jego policzku popłynęła łza.
Kobieta nie reagowała. Wydawała się być zimna, choć wszelkie fizjologiczne potrzeby zostały zachowane. Nie mogła się poruszać. Zapadła w śpiączkę i on dobrze o tym wiedział. Ale jakoś nie potrafił tego pojąć.
Pocałował ją delikatnie w perlące się od potu czoło.
Widok poobijanej i posiniaczonej Laury był nie do zniesienia. Spojrzał na jej prawą dłoń, gdzie widniała okropna rana po wbitym szkle z butelki. Nie skrzywił się. Nawet nie przyszło mu to do głowy.
- Kto ci to zrobił? – Szepnął walcząc z kolejną falą łez.
Było to pytanie retoryczne. Dobrze wiedział, kto to może być. Jej mąż. Zacisnął szczękę.
Dlaczego wcześniej nie zabrał jej do siebie? Dlaczego dopuścił, aby znalazła się w takim stanie? Powinien się nią zaopiekować. A on poległ w tak ważnym momencie. Złości zapanowała nad jego jestestwem. Przez jego umysł przedzierała się tylko jedna myśl: „zemsta”. Zemsta za całe lata upokarzania Laury. Za jej ból i łzy. Za wszystkie wyrządzone jej krzywdy…
Tępą ciszę przerywało miarowe pikanie respiratora. Serce Laury biło miarowo. Klatka piersiowa unosiła się i opadała. Choć była w ciężkim stanie, żyła. Była jeszcze nadzieja, że wyzdrowieje.
Złapał i ścisnął chłodną dłoń kobiety, dając jej przy tym krzty otuchy, a raczej sobie. Dotyk jej aksamitnego ciała działał na niego uspokajająco.
- Nie wrócisz już do tego piekła – szepnął – Zamieszkasz ze mną. Będę miał pewność, ze jesteś bezpieczna. Wniesiesz pozew do sądu o rozwód. Nie zniosę kolejnego widoku ciebie poobijanej…
Odgarnął irytujący, brązowy kosmyk włosów, który zwisał koło jej ust, za ucho. Ciepłymi palcami gładził jej czoło, brwi, nos, policzki, kości policzkowe, linię szczęki, usta… Jej ciało mogło być nieprzytomne, ale odczuwała wszystko – każdy dotyk, każde muśnięcie. Mike pochylił się i przyłożył swój policzek do jej. Taki ciepły i mocny – to były dwa słowa, które go idealnie opisywały.
Delikatne pocałunki wędrowały trasą, którą wcześniej pokonały jego palce. To była nowość – zwykle czekał na jej pozwolenie, to ona musiała wszystko inicjować, co było z jednej strony rozczulające, a z drugiej denerwujące. Teraz jednak w jego dotyku czuć było desperację, a gdy pocałował ją w usta, od razu było wiadomo, że nie robi tego z przypływu pożądania, lecz z rozpaczy.
- Obudź się… Błagam, Lauro… Obudź się.
Daleko jej było do Śpiącej Królewny. Nie wiadomo, jaki ten pocałunek by nie był, i tak by jej nie zbudził.
Mike poczuł, jak po jego policzku spłynęła kolejna łza.
- Lauro… Proszę, obudź się. Nie zostawiaj mnie – jego głos był przepełniony goryczą. Wciąż był nad nią pochylony, jego usta, gdy się poruszały, drażniły jej wargi – Przez ostatnie dwa lata uświadomiłem sobie, że jesteś jedyną osobą, na której tak bardzo mi zależy… Zdałem sobie sprawę, że bez twoich ciepłych słów pocieszenia, kiedy było ze mną naprawdę źle, nie dałbym rady podnieść się ponownie. To ty mi pomogłaś, dawałaś nadzieję. Chcę z tobą żyć, tak po prostu. Chcę być obok, żeby żaden skurwysyn nie mógł cię skrzywdzić. Kocham cię, Lauro.
Był pewny, że ona gdzieś, przez sny, które śniła słyszała jego wyznanie. I był też pewny, że gdyby mogła, zadeklarowałaby o tym samym.
Westchnął i pogładził ją ostatni raz po czole.
- Muszę już iść…
Wstał i z ociąganiem ruszył do drzwi. Odwrócili się jeszcze przed wyjściem i popatrzył na jej nieruchome oblicze, a w jego oczach zabłysła nadzieja, jakby Laura nagle miała się ocknąć i spojrzeć na niego niebiesko – szarymi oczami.
Jednak nic takiego się nie wydarzyło.
W jego sercu gościł smutek, żal i ból. Ale gdy wyszedł ze szpitala poczuł coś jeszcze – złość. Złość na osobę, która dopuściła się tak strasznego czynu. Przez jego umysł przedarła się tylko jedna myśl: „Zabije skurwysyna”. Może nie od razu chciałby go zabijać. Zdepczesz pluskwę, a siedzisz za kratkami jak za człowieka, ale chciał mu dać nauczkę, aby wreszcie dał Laurze spokój. Miał zamiar zrobić to już wcześniej, lecz kobieta go powstrzymywała. Ale skoro leżała nie przytomna…
Złapał pierwszą lepszą żółtą taksówkę i jak najkrótszą drogą dostał się do mieszkania Laury.
Czy to, co teraz zrobi będzie prymitywne?
Owszem.
A czy zachowanie jej męża było prymitywne?
Jak diabli.
Więc chyba może nie mieć wyrzutów sumienia?
Na pewno nie będzie ich miał…





Zachęcam do kliknięcia przycisku "Dołącz do tej witryny" :)
Nie jestem pewna, czy coś jeszcze się tutaj pojawi przed
świętami, więc chcę życzyć Wam ciepłych rodzinnych świąt Bożego Narodzenia, odpoczynku w ten szczególny czas i wymarzonych prezentów od św. Mikołaja, najlepiej tego, który widnieje na złączonym obrazku ;)



11 komentarzy:

  1. Trochę smutne, ale bardzo ciekawie napisane. Czekam na kolejny rozdział i mam nadzieję, że Laura wyzdrowieje :)
    Zapraszam do siebie:
    http://krainanovitas.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne, masz wyobraźnię, tylko proszę nie zmarnuj jej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Znowu odebrało mi mowę. To jest.. piękne.
    Biedna Laura, biedny Mike. Mam nadzieję, że da nauczkę mężowi Laury. Bo jak nie to sama to zrobię.
    Komentowalas BIO? (nowy Blog)
    Pozdrawiam, życzę również udanych świąt i weny ;) no i takiego Mikołaja, jak na obrazku.

    OdpowiedzUsuń
  4. Łooo... Piękne i smutne w jednym. :')
    Chyba zagoszczę tutaj na dłużej.
    No nic. Życzę weny i do następnego.


    Zapraszam, może spodoba Ci się moje opowiadanie.
    http://opowiadanialinkinpark2.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Ech, opiekuńczy Mike...
    Dlaczego nie opisałaś tego, jak tłucze męża Laury? No błagam, tak by mi się to spodobało... Napisz to kiedyś, proszę. Długo i brutalnie. Niech sobie powalczą. Niech będą emocje, sadyzm (tylko co do męża xD) i wszystko inne. Proszę.
    Życzę weny i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. pierwsze co rzuciło mi się w oczy gdy weszłam na Twojego bloga to bardzo ładny wygląd, pomijając już opowieść, która jest bardzo wzruszająca świetne jest to że do każdego rozdziału dodajesz piękny gif. Będę wpadać tu częściej :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Piękne, cudowne, ale też smutne. Stwierdzam, że będę tutaj częściej :)

    Pozdrawiam
    Mój Blog [klik]

    OdpowiedzUsuń
  8. Droga moja Emily.
    Bardzo ci dziękuję, że do mnie napisałaś. Wpadać i komentować można u mnie zawsze. Pogryzłam tylko Vilen, bo zaczęła mi głupio i bez sensu spamować. Doceniam natomiast komentarze moich czytelników i jestem wzruszona, że pomimo mojej bardzo długiej już nieobecności wciąż napływają.
    Tak, wszystko u mnie już w porządku. Od pewnego czasu szykuję się, by zrobić wjazd na blogi i wrócić na stałe, tylko potrzebuję do tego trochę czasu. Każdy pisarz, czy amator, czy profesjonalista wie dobrze, że Panna Wena to głupia suka, która przypałętuje się najczęściej podczas siedzenia na kiblu w odwiedzinach u przyjaciół rodziny lub na ważnym apelu w szkole.
    Cieszę się, że zyskałam nową czytelniczkę i dziękuję za twoje wsparcie.
    Do zobaczenia.

    OdpowiedzUsuń
  9. Piękne.
    Boże no, pozazdroscić talentu. Przepraszam, że pojawiam się dopiero teraz, ale cóż. Jestem zmeczona, bezsennosc wykańcza, a po drugie święta.
    Ale jestem.
    Uwielbiam cię.
    Znów się popłakałąm. Nie wiem jak ty to robisz, ale oby tak dalej.
    Weny i zapraszam do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Przyznaję Ci nominację do Liebster Blog Award, więcej szczegółów na moim blogu http://ignavissemperferiae.blogspot.com/ :)
    Miłego dnia!

    OdpowiedzUsuń
  11. Tego całego mężusia Laury to bym zadusiła gołymi rękami. Nie mam szacunku do takich ludzi i nigdy nie będę miała, choćby do tych stworzonych na rzecz opowiadania xD
    Wiem, że tak będzie, ale no niech Laura przejrzy na oczy, bo w końcu przejrzy, i uwolni się od tego drania. Biedna niech do zdrowia wraca szybko.

    OdpowiedzUsuń

Komentarz to największa motywacja dla autora, nawet ten niepochlebny. Za wszystkie bardzo szczerze dziękuję.